Recenzja "Plan naprawy Ukrainy" Łeś Bełej

Wydawca: Ha!art

Liczba stron: 356


Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Tłumaczenie: Aleksandra Brzuzy, Ziemowit Szczerek, Maciej Piotrowski

Premiera: 10 lutego 2023 rok

Thomas Nagel, autor znanego artykułu pod tytułem „Jak to jest być nietoperzem” powiedział kiedyś „Jeśli znaczenie absurdu polega na umożliwieniu dostrzeżenia własnej sytuacji, jaki jest powód, by go odrzucać lub uciekać od niego?”. Jeśli miałbym wskazać jedno polskie wydawnictwo, które działa w duchu tego zdania, byłby to właśnie Ha!art. „Plan naprawy Ukrainy” Łesia Bełeja jest tego kolejnym potwierdzeniem.

W omawianym zbiorze zawarto trzydzieści tekstów: dwadzieścia sześć to opowiadania o średniej długości sześciu stron, z kolei cztery ostatnie są dramatami o pokaźniejszych rozmiarach. Wspólnym mianownikiem zgromadzonych historii jest Ukraina, ale nie ta, którą obserwujemy podczas toczących się obecnie zmagań wojennych. Łeś Bełej tworzy ekscentryczny obraz ukraińskiej rzeczywistości w okresie po Euromajdanie, ale przed 24 lutego 2022 roku. Wylewa z siebie potok myśli odnoszących się do wielu narodowych problemów: od wszechobecnej korupcji, przez kolesiostwo, lenistwo, dążenie do ukazywania się jako kogoś lepszego, niż faktycznie się jest, aż na feminizmie kończąc.

Zgromadzone w tomie „Plan naprawy Ukrainy” teksty oscylują na pograniczu fantazji i realności. Obok relacji o braku środków na taksówkę czy wspomnień kolegów z dawnych lat, pojawiają się rozmowy na temat zakupu nowego kręgosłupa oraz wywiady z wyimaginowanymi postaciami o karykaturalnych nazwiskach (Ciamajdow, Dusigrosz, Chorąży, Samostrzał). Łeś Bełej za nic ma prawdopodobieństwo w swoich utworach. Opisuje ukraińską nadrzeczywistość w sposób osobliwy, kuriozalny, niesamowicie zabawny, ale przez to jeszcze bardziej porażający. W zbiorze dominuje paradoksalna cecha groteskowości – bohaterowie nie odczuwają lęku przed śmiercią. Dużo bardziej przerażający jest lęk przed życiem.

Czytając „Plan naprawy Ukrainy” można się śmiać. Czasami jest to wręcz nieuniknione, bo autor potrafi fenomenalnie słuchać ludzi, a następnie idealnie te zasłyszane zdania wykorzystać w kreowaniu niemożliwych scen. Imponuje jego wyobraźnia, która nie ma żadnych zahamowań. Jednocześnie nie przekracza granicy dobrego smaku. Śmiejemy się więc czytając „List motywacyjny”. „Metodę na wnuczka” czy „Setny pociąg”, ale czujemy też, że pod tym żartowaniem ukryta jest całkowita bezradność jednostki wpakowanej w machinę, z której nie jest w stanie wyjść z podniesioną głową. „Plan naprawy Ukrainy” jest tak naprawdę tomem tragicznym. To tak jakby czytać Kafkę i wiedzieć, że ten zamek czy sąd nie są żadnymi metaforami, ale rzeczywistością obecną tuż za rogiem.

Czy Łeś Bełej potrafi trafnie uchwycić współczesną problematykę Ukrainy i zdiagnozować kondycję żyjącego tam społeczeństwa? Jako osoba nie podróżująca w te rejony świata, nie znająca w pełni mentalności narodu ukraińskiego, nie spędzająca chwil z tamtejszą biurokracją, nie podejmę się jednoznacznej opinii. Stanie w jednym szeregu z autorem jest o tyle trudne, że docierająca do Polski literatura zza wschodniej granicy opowiada zazwyczaj o czymś innym. Są tam rzecz jasna poruszane problemy socjalne i gospodarcze: ubóstwo, ostracyzm, przestępczość, ale mało w nich diagnozy odnoszącej się do etniczności i uwarunkowań społecznych. Na tym tle „Plan naprawy Ukrainy” jest czymś unikatowym. Myślę nawet, że taka książka, traktująca o Polakach, nie zostałaby wydana chyba w żadnym ojczystym wydawnictwie. No może poza Ha!artem.

Łeś Bełej w swoim zbiorze wykorzystuj bardzo różnorodne środki formalne. Komedia, dramat, wspomnienia czy relacje to tylko część z użytych tu konwencji prozatorskich. Warto także zwrócić uwagę na sferę językową. Pisarz meandruje między rynsztokowymi odzywkami, a stylistyką medialną. Potrafi zwalniać, gdy wymaga tego drugie dno, ale także strzelać pociskami o dużej dynamice ruchu, gdy w danym momencie kluczowa jest melodyjność padających zwrotów. Czyta się to doskonale także dlatego, że na rynku brakuje tak skrojonych tekstów: mądrych i swawolnych, autentycznych, ale nie patetycznych, lekkich, ale uwierających. No i ten humor moi drodzy. Sytuacyjny, językowy (kto zgadnie czym są przywołane tu PISDA albo DUPA?), społeczny, a nawet onomastyczny. Sam tytuł jest zresztą tragikomiczny. Stawiam tę książkę na jednej półce z „Ruską klasyką”, a Wam zalecam jak najszybszy jej zakup.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz