Recenzja "Kurzajka" Kinga Kosińska

Wydawca: SEQOJA

Liczba stron: 172


Oprawa: miękka

Premiera: 16 grudnia 2021 rok

Zdaniem Michela Foucaulta, jednym z największych, diabelskich wynalazków nowoczesności miało być więzienie. Pierwsze o specjalności karnej założono w Filadelfii w USA w roku premiery „Wesela Figara” Wolfganga Amadeusza Mozarta, czyli w 1786 roku. Razem z uruchomieniem specjalnego miejsca dla osadzonych, wdrożono kilka reform penitencjarnych. Polegały one między innymi na stosowaniu odosobnienia i kontrolowania więźniów. Dopiero około trzydziestu lat później władze doszły do wniosku, że więzienie może także pełnić rolę wychowawczą. Efektem było umożliwienie wykonywania wspólnych prac i spożywanie posiłków w grupie skazanych.

Właśnie do więzienia zbudowanego na takiej idei trafia Edyta. Z retrospekcji dowiadujemy się, że była przeciętną uczennicą, kiepską córką i jeszcze gorszą pracownicą. To właśnie brak zaradności i gotówki popchnęły ją do desperackiego kroku, który na stałe przypisał ją do tego miejsca. Nie jest jak inne skazane. One mają jeszcze nadzieję, czekają na nie rodziny, wiedzą, że kiedyś wyjdą. Edyta została tego pozbawiona. Dla niej nie ma już przyszłości. Do końca swojego życia będzie oglądała te same ściany. No chyba, że zostanie przeniesiona do innego więzienia.

Edyta nie uważa swojego nowego ‘domu’ za piekło. Tylko sporadycznie trafi się jakiś niestabilny emocjonalnie strażnik, który za odmowę zniewolenia potrafi zaaranżować nieprzyjemne sytuacje kończące się izolatką. Życie w więzieniu potrafi być całkiem przyjemne. Odwiedzają ją sławni ludzie (między innymi Wit Szostak czy Jakub Kornhauser), zawiera ciekawe relacje, w ramach programu wolontariackiego może opiekować się Adrianem – dzieckiem niepełnosprawnym. To daje jej siły do dalszego trwania.

Kosińska nie portretuje zatem więzienia jako miejsca przeklętego. Wręcz przeciwnie. To swoista „szczęśliwa klatka” uwalniająca z okowów codzienności, pozwalająca uciec od trywialności życia, od popełnionych błędów, utraconych nadziei, smutku w relacji z matką. Więzienie jest w tym wypadku miejscem, gdzie zatrzymuje się czas. Jak w dramatach Williama Skahespeare’a, w poezji George’a Gordona Byrona i powieściach Stendhala. To prosta droga prowadząca od kary i cierpienia do wyzwolenia.

Bohaterka Kosińskiej w wielu miejscach podkreśla, jak ważna jest dla niej wolność. „Wolność zawsze była dla mnie rzeczą nieosiągalną. Były szkoła niewola, osiedle niewola, obowiązki niewola, praca niewola, bycie córką, sąsiadką, partnerką niewola”. Edyta na każdym kroku spotykała ścianę, której przekroczyć nie mogła. Dopiero pogodzenie się ze swoim losem pomogło jej inaczej spojrzeć na swoje życie. A wszystko to dzięki współosadzonym. Brak struktury społecznej oraz pojawienie się poczucia bezpieczeństwa i lojalności przyczyniły się to podjęcia dialogu z samą sobą.

W tej niewielkiej książce znalazł się też szereg innych wątków wartych odnotowania i dyskutowania. Są chociażby relacje rodzinne, kwestie religii, więzień w procesie korekty płci, istota głosowania w wyborach czy literatura jako remedium na cierpienie („może właśnie książki pozwoliły mi się wyzwolić”). Każdy z nich rozpisany został bez nachalności czy oceniania – intencją autorki było jedynie podkreślenie, jak czasami niewielkie gesty (ot napisanie listu czy wysłanie powieści) potrafią przywrócić chęć do życia.

„Kurzajka” jest rzecz jasna książką metaforyczną. Całe to więzienie nie może być traktowane dosłownie. Każdy z nas w życiu codziennym jest przecież w jakimś sensie ograniczany. Nasze ruchy, marzenia, czyny są nieustannie pętane – a to przez zwykłe ludzkie „bo tak wypada”, a to znowu przez brak środków finansowych, wewnętrzny konflikt czy toksyczne relacje. Wielokrotnie nic z tym nie robimy. Udajemy, że wszystko jest dobrze, dalej okopujemy się w tych małych celach, które nie zbliżają nas wcale do szczęścia. W tym sensie „Kurzajka” jest dla mnie formą apelu o zatrzymanie się i zrobienie rachunku sumienia. To także oparta na własnych doświadczeniach próba przypomnienia nam, jak ważna jest wolność i że można ją osiągnąć na wiele sposobów.

Jeśli miałbym czegoś się czepiać, byłyby to z pewnością powtórzenia i dydaktyzm. „Kurzajka” ma w sobie całkiem sporo przemyśleń prostych, wielokrotnie badanych, wewnętrznie motywujących do działania („Czego więcej chce dziecko niż nowej białej kartki, na której może zacząć rysować od nowa?”, „Na przekór wszystkiemu jednak jestem — jak wirus w systemie. Nie można mnie zabić, muszę trwać jako wyrzut sumienia i ostrzeżenie”). W połączeniu ze schematycznym rozpisaniem rozdziałów powodowało to u mnie czasami chęć do przeskoczenia kilka stron dalej. W przykuciu uwagi pomogły z kolei zdania poetyckie. One pokazują, jak duży talent posiada autorka i że przy odrobinie mniejszej gadatliwości, może stworzyć dzieło wyjątkowe. Ostatecznie „Kurzajka” wciągnęła, zainteresowała, pozwoliła na chwilę wejść w duszne zakamarki własnego więzienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz