Recenzja "Bez winy" Michael Crummey

Wydawca: Wiatr od Morza

Liczba stron:  360

Oprawa: miękka

Tłumaczenie: Michał Alenowicz

Premiera:  19 sierpnia 2020 r

Michael Crummey w swojej najnowszej książce oddaje głos młodemu pokoleniu. Głównymi bohaterami są tu dwunastoletni Evered i niewiele od niego młodsza siostra – Ada. Mieszkają nad odciętą od świata zatoką u wybrzeży Nowej Fundlandii. Razem z rodzicami i maleńką siostrzyczką zajmują się połowem i suszeniem ryb, które później wymieniają barterowo na pożywienie. Ich jedyny kontakt z cywilizacją stanowią nieliczne kontakty z załogą Nadziei. Już na początku opowieści, autor uśmierca zarówno rodziców, jak i malutką Marthę. Dwójka protagonistów pozostaje samych na świecie. Mroźny klimat, bezwzględne prawa natury i ich niedoświadczenie sprawiają, że przetrwanie staje się dla nich sprawą kluczową. Wszystkiego muszą nauczyć się sami: od zbudowania i rozstawienia pomostu, przez używanie flinty, aż po radzenie sobie z okresem.

Pierwsza połowa książki, to głównie opisy surowego klimatu i trudności, z jakimi spotykają się bohaterowie. Zwraca uwagę przygotowanie kanadyjskiego pisarza do odtworzenia historycznych dziejów. Z dużą drobiazgowością opisuje materiały, z jakich wykonane są przedmioty leżące w otoczeniu, przytacza mrożące krew w żyłach opisy porodu czy wyrywania zęba, odtwarza dawną mowę, pełną specyficznej rytmiczności i archaizmów. Jego świat jest bardzo plastyczny, chociaż odstraszający swoją pierwotnością. W tej części książki najważniejsze jest wrażenie dojmującej samotności oraz cierpienia, jakie wiąże się z odchodzeniem bliskich. To fragment bezbłędny, prawdziwie wielka literatura.

Gdzieś od połowy dzieła, w momencie wyruszenia na poszukiwanie pokarmu we wraku Arki Noego, powieść zaczyna skupiać się na przeżyciach wewnętrznych bohaterów. Ci są w okresie intensywnego dorastania, nie rozumieją tego, co dzieje się z ich zmysłami. Ułożony, trudny świat komplikuje się jeszcze bardziej, gdy na ich wybrzeże trafiają przybysze z zewnątrz. Maniery tych ostatnich, snute przez nich opowieści z wielkiego świata, sposób wyrażania poglądów, są tak różne od tego co Evered i Ada znają, że mimowolnie poddają się ich urokowi. Do głosu dochodzą też liczne wątpliwości, ot dotyczące chociażby historii ich rodziców. U Evereda rozwijają się cechy charakterystyczne dla jego wieku: pożądanie, brak zaufania, chęć zabawy i dominacji. Z kolei Ada staje się jeszcze wrażliwsza. Narastające między nimi napięcie osiągnie punkt kulminacyjny, po którym nastąpi konieczne zawieszenie. W tej części książki Crummey odchodzi nieco od archaizmów (pojawiają się rzadziej niż na początku), za to niepotrzebnie rozwleka i powtarza myśli bohaterów. Głębia psychologiczna postaci nie ucierpiałaby na wycięciu paru akapitów. Nie jestem też przekonany czy kierunek, w który powieść ostatecznie podążyła, jest najlepszy. Narracja traci tu na surowości, na spokojnym ukazywaniu beznadziei codziennego życia, za to ogniskuje się na wątpliwościach natury moralnej. Na szczęście kanadyjski pisarz uniknął pułapki dydaktyzm i przesady w poruszanych tematach.

Crummey napisał książkę inicjacyjną. Mówi o tym, jak trudno jest dojrzewać bez właściwych wzorców i jak trzeba szybko dorosnąć, aby definitywnie nie upaść. Snuje też poruszającą narrację o ludzkiej naturze, zmysłowości, potrzebie przynależności do grupy oraz grzechu. Najważniejszym tematem jest jednak wina. W pewnym momencie pada zdanie, że bez winy pozostaje tylko zmarła w okresie niemowlęcym Martha. Wszystkie późniejsze doświadczenia naznaczają bohaterów książki, by ostatecznie o ich winie zaświadczało kolejne pokolenie. Czy więc grzech jest w człowieku od początku? A może błędy i wykroczenia są wynikiem życia w społeczeństwie?

„Bez winy” to na pewno książka wyróżniająca się. Nie tylko dobrym przygotowaniem autora, ale też sposobem kreacji świata. Uwagę zwraca dobry warsztat oraz starannie przygotowana kompozycja, w której możemy odnaleźć między innymi wspomnienia, symbolikę (na przykład tę z niedźwiedziami) czy klamrowy układ dzieła. Poza drobnymi niuansami, jest to bez wątpienia jedna z ważniejszych premier roku. Lektura nie będzie łatwa, z uwagi na potężny ładunek emocjonalny, który jej towarzyszy. Młode matki bądź kobiety w ciąży, lepiej niech wcale nie biorą jej do ręki. Wszystkim innym polecam ją z czystym sumieniem. To jedna z tych książek, o których zwykłem mówić, że są z innej epoki, z czasów, gdy autorzy pisali dokładnie to, co chcieli i jak chcieli. Bez oglądania się na mody, współczesne problemy czy zagadnienia postmodernizmu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz