Recenzja „Zrolowany wrześniowy Vogue” Jarek Skurzyński

Wydawca: Korporacja Ha!art

Liczba stron: 136

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Premiera:  27 kwietnia 2020 r.

Na okładce książki Jarka Skurzyńskiego „Zrolowany wrześniowy Vogue” widzimy grafikę ukazującą dwóch mężczyzn trzymających się za krocze. Jeden jest smutny, drugi przeciwnie, kipi entuzjazmem. Całość jest wyjątkowo czytelna i nie pozostawia złudzeń. Obietnica książki o seksie w męskim wykonaniu, zostaje zresztą wypełniona. Zagęszczenie orgazmów, wybuchów i penetracji ustąpić może w literaturze tylko osiągnięciom Bukowskiego (chociaż ten jednak preferował opisywanie kobiet). Przynajmniej biorąc na warsztat literaturę nieco poważniejszą. Tak jak jednak autor „Szmiry” wciąż zyskuje nowych czytelników, tak i proza Jarka Skurzyńskiego powinna trafić do gustu sporej grupie odbiorców. I nie mam tu na myśli wyłącznie członków społeczności LGBT, ale też ludzi, chcących zrozumieć otaczający nas świat. Nawet jeśli ten świat nie do końca pokrywa się z ich wartościami.

W swojej niewielkiej książce pisarz ze Szczecina przygląda się losom pewnego młodego mężczyzny. Przede wszystkim to homoseksualista, choć ten fakt nie wyjaśnia wszystkiego, co się z nim dzieje. Jest młody, przystojny, lubi się dobrze ubierać, ma dużo znajomych. Pozornie wszystko jest na swoim miejscu. Pozory czasem lubią mylić, o czym przekonujemy się już na początku powieści, gdy naszemu narratorowi potencjalny kochanek gasi papierosa na dłoni. Ta sytuacja nie będzie jakąś dźwignią do nagłych zmian. W życiu młodego homoseksualisty, który za wszelką cenę chciałby znaleźć właściwego partnera, nie ma mowy o stagnacji czy spoczynku. Nawet ucieczka za granicę niczego nie zmieni. Może i będzie mniej prześladowania i napaści na ulicach, ale tego co najważniejsze tak czy siak zbudować się nie uda.

Z tej małej powieści przebija pewna monotonia, obecna zarówno w dość przewidywalnych poczynaniach bohatera, jak i w powtarzanych opisach nieszczęsnych znajomości z kolejnymi mężczyznami. Jednak to nie zwroty akcji czy maestria języka stanowią o wartości tej książki. Kluczem są tu wewnętrzne rozterki i zmagania bohatera, który w świecie pełnym seksu i promili szuka miłości, choć jednocześnie tak bardzo się jej obawia. Ten specyficzny prymitywizm i fokusowanie się na czynnościach najbardziej prostackich, buduje przekonujący autentyzm. Ufamy narratorowi, wierzymy w szczerość jego intencji, choć trudno czasami uważać je za moralne. Ów realizm podsycany jest przez nieustanny konkret. Skurzyński stroni od abstrakcji: nie ma tu eseistycznych dywagacji na temat męskiej natury czy charakterów, brakuje drobiazgowych opisów cech fizycznych, wszelkie wypełniacze (pogoda, praca, jedzenie, sąsiedzi itd.) zostały ograniczone do niezbędnego minimum. Czasami tylko pojawiają się sny, które potęgują wrażenie totalnego zagubienia. Zamiast tych wszystkich ornamentów, mamy określone zachowania konkretnych postaci – seks, porzucenie, tęsknota, seks, porzucenie tęsknota. Więcej tu relacjonowania ponurej codzienności niż refleksji. Uogólnienia czy inne filozoficzne wnioski praktycznie się nie trafiają, a prawdy głoszone powściągliwie przez narratora mają zwykle charakter gorzkiej ironii.

Dzięki temu zabiegowi udało się wykreować Skurzyńskiemu wizję świata bez roszczeń do obiektywności. Możemy się z nim nie zgadzać, ale nie mamy prawa odmawiać mu racji. „Zrolowany wrześniowy Vogue” przedstawia specyficzną perspektywę, która zasługuje na uwagę. Autor, słowami swojego bohatera, w łóżkowe (akurat łóżkowe akty są tu w mniejszości, niemniej z braku lepszego określenia, posłużę się nim) ekscesy i nocne popijawy wplata przemyślenia, które układają się w swego rodzaju manifest człowieka samotnego, nie mogącego ułożyć sobie życia według własnych marzeń. Także człowieka nierozumianego przez społeczeństwo i co gorsza mającego świadomość, że takiego zrozumienia nigdy nie zazna. Świat książki wypełniają tęsknota, wieczne poszukiwanie swojego miejsca, ucieczka od beznadziei dnia codziennego w innego rodzaju beznadzieję, a także błędy. Bardzo liczne błędy. Niekończąca się ścieżka tropienia innej rzeczywistości, której po prostu nie ma. Usuwając więc tropy poboczne, okrężne drogi i niuanse pozostanie nam środek, z którego wyłania się samo sedno niedostosowania i braku perspektyw. Trudne to życie, wypełnione nierealnymi celami i skazaną na pożarcie próbą wytłumaczenia światu, że mój punkt widzenia też jest ważny. Bohater książki to człowiek którego chciałoby się polubić, ale wprost nie sposób tego zrobić. „Zrolowany wrześniowy Vogue” to proza niewygodna, niesmaczna, obca kulturowo naszemu ułożonemu światu. Nie mam pewności, czy ta książka cokolwiek zmieni. Nie wiem nawet, czy jej ambicją było cokolwiek w nas zmieniać. Może zresztą nie warto się tym zajmować i robić dalej swoje, z szerszą perspektywą na uczucia innych osób. 

1 komentarz: