Reżyseria: Nuri Bilge Ceylan
Czas trwania: 3 godz. 8 min.
Kraj: Turcja, Francja
Premiera: 18 maja 2018 r
Cannes 2018 zapamiętany zostanie nie tylko z niezwykle
wyrównanej obsady i pierwszej od lat nagrody dla polskiego filmu. Bardziej
wnikliwy obserwator dostrzeże też w tym konkursie ciekawe analogie. Jedną z
nich jest zadziwiająca spójność tematów poruszanych przez dwóch mistrzów kina
kontemplacyjnego – Nuriego Bilge Ceylana i Chang-dong Lee. Obydwaj reżyserzy za
punkt wyjścia obrali ten sam motyw – młody mężczyzna powracający po studiach do
rodzinnego miasteczka. Filmowych symetrii jest tu zresztą więcej. Obaj
młodzieńcy mają specyficzne relacje ze swoimi ojcami, obaj spotykają na swojej
drodze koleżankę z liceum, obaj chcą też zostać pisarzami. Zadziwiające
podobieństwo. Każdy kto jednak boi się wtórności, powinien szybko te myśli
zarzucić. Bo o ile Koreańczyk stworzył dzieło przepełnione realizmem magicznym,
bogate w niejednoznaczne tropy i poetyckie sceny, o tyle Turek trzyma się
swojej estetyki i pomysłu na kręcenie kina egzystencjalnego zaprojektowanego w
tradycji wielkich reżyserów. Chang-dong Lee postawił w centrum związek młodych,
odwołania do kultury i próbę określenia swojej tożsamości. Ceylana z kolei
bardziej interesują rodzinne interakcje. Fabuły obu filmów wychodzą zatem z
tego samego punktu, ale w pewnym momencie pójdą innymi ścieżkami i doprowadzą
do odmiennych miejsc.
„Dzika grusza” to rozciągnięta na trzy godziny,
osadzona w południowo-wschodniej części Anatolii, rodzinna psychodrama. Pod
płaszczem historii o poszukiwaniu wydawcy książki, autor „Zimowego snu” ukrywa
intymny obraz relacji ojca z synem. Ten pierwszy jest zatopionym w długach nauczycielem
hazardzistą, który utracił w społeczności lokalnej wszelki szacunek. Sinan
gardzi ojcem, jest on dla niego uosobieniem wszystkiego tego, czego sam
chciałby uniknąć – ciągłej frustracji, fatalizmu, marazmu i braku honoru. Pełen
dialogów film kieruje swoją uwagę na codzienności młodzieńca wchodzącego w etap
dorosłości. Obserwujemy popełniane przez niego błędy, niechęć do niesienia
pomocy, rodzące się konflikty z burmistrzem, przedsiębiorcą i lokalnym
pisarzem. Kalejdoskop życiowych udręk wydłużać się będzie z każdym
wypowiedzianym zdaniem, a niedługo po przybyciu do miasteczka Sinan spali za
sobą większość mostów. Wtedy też, z tym silniejszą ekspresją, zwróci swoje
pretensje i rozgoryczenie w stronę ojca, co stanie się przyczynkiem do
medytacji na temat nieuchronności losu. Ceylan zestawia doświadczenia obu panów,
ukazuje ich podobieństwa oraz poszukuje korelacji. Powracają tu jak refren te
same braki i niegodziwości, potwierdzające starą prawdę, że niedaleko pada
jabłko od jabłoni, a właściwie gruszka od gruszy.
„Dzika grusza” poprzez swój gatunkowy kostium
przypomina filozoficzną rozprawkę o rodzicielstwie. Jest to film utkany ze
słów, słów, podanych niezwykle swobodnie, ale przy tym celnie. Ekranem rządzą
rozmowy, których głębia potrafi dookreślić charakterystyki bohaterów bardziej,
niż ich czyny. To te niekończące się debaty domagają się skupienia, to w nich
ukryte są wszystkie dawne i obecne żale, oczekiwania, melancholia i strapienia.
To one definiują stosunek Sinana do swoich korzeni, to z nich wynikać będzie
też ból z odkrycia iluzyjności sukcesu. A wszystko to wzmocnione przez elementy
specyficzne dla kina Turka – kontemplacyjne pauzy, spowolnienia akcji,
wtapianie figur ludzkich w przestrzenie, horyzontalne ukazanie zmieniających
się pór roku. Piękne kadry, pełne nostalgicznej głębi.
Jeśli mam się czegoś czepiać, będzie to
nadmierne rozbudowanie i sentencjonalność w konstrukcji tekstu mówionego,
przypominająca dawnych mistrzów literatury jak Dostojewski czy Czechow. Brzmi
to momentami zbyt przemyślanie, a przez to sztucznie, choć nie można odmówić
tym słowom mądrości. „Dzika grusza” to jeden z tych filmów, które skłonni
jesteśmy nazywać „utworami” lub „dziełami” – dobry przykład sztuki wysokiej. To
kino erudycyjne, przywodzące na myśl projekty Bergmana czy Michałkowa,
odcinające się od estetyki innych współczesnych twórców. Film wymagający
cierpliwości i otwartości na tradycję.
Ocena:
Jeszcze się zastanowię. 😊
OdpowiedzUsuń3h to sporo czasu, zwłaszcza na coś co nie zaciekawiło mnie tak na sto procent.. nie wiem, musiałabym przemyśleć. Może w dzień, kiedy mam sporo wolnego czasu a nie mam z nim co zrobić?
OdpowiedzUsuńRodzinna psychodrama... hmm może być interesujące.
OdpowiedzUsuńBrzmi ciekawie. Trochę długi ten film, ale chyba go obejrzę. :)
OdpowiedzUsuń