Recenzja "Fastnachtspiel" Marek Turek

Wydawca: 23


Liczba stron: 340


Oprawa: twarda


Premiera: kwiecień 2021

Marek Turek swoje liczne prace publikował zarówno w Polce, jak i za granicą. Jego dzieła odnaleźć możemy w archiwalnych numerach Zeszytów Komiksowych, Ziniola, Katastrofy czy KKK. Tym najbardziej rozpoznawalnym jest pięcioczęściowy zbiór opowiadań "Fastnachtspiel". Publikowany pierwotnie w latach 90., zyskał obecnie drugie życie dzięki zbiorczemu zeszytowi Wydawnictwa 23. W albumie zawarto nie tylko przedruki dawnych opowieści („Koniec początku”, „Zadziwiający Pan Burmistrz”, „Bezsensowny Styks”, „Infinitum”), ale też zupełnie nową, wieńczącą cały cykl narrację.

Akcja utworu rozgrywa się w niezwykłym mieście, zamieszkanym przez ludzi oraz sforę   fantastycznych istot. To miejsce powstałe na zgliszczach dawnego świata, przestrzeń, gdzie nie istnieją obowiązujące na Ziemi i dobrze nam znane prawa fizyki. Jak więc wygląda nowa rzeczywistość? Nie uświadczymy tu utopijnych, piaszczystych plaż i krystalicznego, lazurowego morza. Nie ma tu cudów natury, niezapomnianych zachodów słońca i miejsc kultu religijnego. Jest za to miejski labirynt krótkich, mrocznych uliczek, z których nigdy nie wiadomo, kto akurat się wyłoni. To przestrzeń, gdzie panuje cierpka igraszka snu bez zdroworozsądkowych konsekwencji. Mieszkają tu postaci zablokowane, skrępowane, nie będące w stanie przezwyciężyć w sobie naiwnych konfliktów. Mamy więc Człowieka o Dziwnym Spojrzeniu, archanioła Rivanola, Śpiewaczy, golema Zygmunta i wiele innych. Będzie wątek prowadzenia połowów przez Charona i upadku Lucyfera. A to nie koniec zaskoczeń. Ważniejsza jednak w całym komiksie jest atmosfera i oprawa graficzna oparta na ekspresjonizmie.

Ekspresjonizm jest tu przede wszystkim szkołą widzenia plastycznego. Turek widzi środki wyrazu w dokonaniach malarstwa i architektury. Celowo zrywa z realistycznym sposobem odtwarzania rzeczywistości, by swoją opowieść nacechować emocjonalnie i symbolicznie. Jego plansze pełne są deformacji, klaustrofobicznych pomieszczeń, dziwacznych cieni rzucanych na grunt czy ściany, chylących się konturów budynków. Podobnie rzecz się ma z bohaterami, których postura, fizjonomia i mimika jest przejaskrawiona i wystylizowana do granic absurdu. "Fastnachtspiel" wyraża rzeczywiste niepokoje, widna, zjawy i strachy, które nie działają wyłącznie na zasadzie epatowania magicznością i ekscentrycznością, lecz przekazują także istotne refleksje intelektualne i filozoficzne.

"Fastnachtspiel" to czyste szaleństwo. Błyskotliwa, pełna zagięć, braku harmonii, pazura i pesymizmu opowieść o świecie, z którego mimo racjonalnych pouczeń, wcale nie chce się wychodzić. Marek Turek mógł iść na łatwiznę, wypełniając swój twór emblematami niesamowitości i gotycyzmu. Byłoby łatwiej, klarowniej, marketingowo poprawniej pisać o szaleńcach, sadystach, upiorach, wampirach widmach, trupach wstających z grobu, postaciach żywcem zabetonowanych, niewinnych ofiarach łamanych kołem i ćwiartowanych przez bezlitosnych morderców. Można byłoby scenerię uzupełnić o jakieś stacje kosmiczne, ruiny średniowiecznych zamczysk czy chociażby bezkresne prerie. Wbrew zdrowemu rozsądkowi, autor tworzy coś całkowicie osobliwego, indywidualnego, brudnego. Sin City, Gotham, Gilead, piekło Dantego, Metropolis – w "Fastnachtspiel" każdego z tych miejsc jest odrobinka. Na tyle nieznaczna, że nie mamy wrażenia jakiegokolwiek zapożyczenia, ale jednocześnie na tyle silna, że przyciąga nas z jakąś zwielokrotnioną siłą. "Fastnachtspiel" to nie tylko kawał wciągającej historii i popisu scenograficznego. To także dziedzictwo kulturowe Polski, które czym prędzej powinniśmy przemycić jakiemuś wizjonerowi kina.

Recenzja "Opowiadania prawie wszystkie" Edgar Allan Poe

Wydawca: Marginesy

Liczba stron: 592


Oprawa: twarda

Tłumaczenie: Anna Pol

Premiera: 14 kwietnia 2021

Edgar Allan Poe był prekursorem wielu nurtów i gatunków literackich. W sposób oczywisty wyprzedził popularność powieści kryminalnych. Jego wczesne powieści z C. Auguste Dupin’em położyły podwaliny dla przyszłych detektywów w literaturze. Prace amerykańskiego pisarza wywarły również wpływ na gałąź science fiction, co przyznawał sam Jules Verne, który napisał kontynuację powieści Poe „Relacja Arthura Gordona Pyma z Nantucket”. Autor „Człowieka tłumu” jest jednak przede wszystkim ojcem horroru. W swoich listach H.P. Lovecraft stwierdził: „Kiedy piszę opowiadania, Edgar Allan Poe jest moim wzorem”. Alfred Hitchcock powiedział kiedyś: „To dlatego, że tak bardzo lubiłem historie Edgara Allana Poe, zacząłem robić filmy z napięciem”. Poe jest fenomenem, do które mimo upływu lat chętnie wracamy.

Nie oznacza to wcale, że Poe nie czerpał wpływu od innych twórców. Gdybyśmy spróbowali wypisać listę nazwisk pisarzy, filozofów, dzieł sztuki, do których odwołania znajdziemy w opowiadaniach amerykańskiego pisarza, okazałaby się ona bardzo długa. Najczęściej pojawiają się wątki biblijne, ale dość mocno akcentowane są także ślady obecności dzieł Horace’a Walpole’a, Ann Radcliffe, Ludwiga Tiecka czy Ernsta Theodora Amadeusa Hoffmanna. W „Morelli” żona narratora rozczytuje się w panteistycznych koncepcjach Fichtego, z kolei w „Ligei” widzimy odpowiedź na poglądy naukowe Francisa Bacona.­

Dobrym pretekstem do nowego odczytania opowiadań mistrza może być wydanie „Opowiadań prawie wszystkich” w tłumaczeniu Sławomira Studniarza. Drobiazgowo przygotowana publikacja zawiera trzydzieści dziewięć krótkich tekstów, w tym najpopularniejsze: „Zabójstwo przy Rue Morgue”, „Maska Czerwonego Moru”, „Zagłada domu Usherów”, „Ligeja” czy „Studnia i wahadło”.  Fani autora nie znajdą tu wcześniej nieznanych opowiadań, za to mogą na nowo rozsmakować się w specyfice budowania napięcia, oferowanej przez Poe. Na czym ona polega?

Poe fascynowała śmierć i to jej oddaje pierwszeństwo w wielu swoich utworach. Nie jest to jednak, jak sądziła między innymi Marie Bonaparte przejaw nekrofilii, ale próba ukształtowania określonego stylu odbioru. Autor „Ligei” traktuje motyw umierania, szczególnie tego makabrycznego, całkowicie instrumentalnie. To po prostu kolejne narzędzie artystyczne, którego celem jest wywieranie zaplanowanego wrażenia na czytelnikach. Temu służą także używane gęsto elementy gotyckie, takie jak strach i groza. Nierzadko Poe naigrywał się z fascynacji śmiercią, czego dowodem może być lektura „Studni i wahadła”, gdzie skazany na śmierć przez inkwizycję bohater, dokładnie opisuje przerażenie. Poe tak drobiazgowy opisu stanu psychicznego swojego narratora wyjaśnił w dialogu z rozmówczynią „Gdybyś miała pani kiedykolwiek być topioną albo wieszaną, nie omieszkaj spisać swych odczuć – dostaniesz za nie po dziesięć gwinei od arkusza”.

Utwory Edgara Allana Poe pełne są także innych wątków, które ponowna lektura może otworzyć w czytelniku. W wielu opowiadaniach ważną rolę odrywają doznania zmysłowe bohaterów (wzrok, słuch), warunkujące przede wszystkim konstrukcję postaci i sposób kreowania przestrzeni. Innym istotnym motywem jest komizm. W twórczości pisarza znajdziemy teksty burleskowe, satyryczne czy parodystyczne. Poe potrafił ośmieszać romantyczną miłość i kpić z polityki. Jednocześnie ani na moment nie zapominał o ważnych kwestiach, stąd opisywał wizję człowieka zdehumanizowanego, odwoływał się do przyjemności z doświadczania cierpienia czy propagował swoje poglądy rasistowskie.

W „Opowiadaniach prawie wszystkich” znajdziemy to, za co kochamy Edgara Allana Poe. Dla czytelnika poznającego dzieła pisarza, będzie to niezwykła przygoda i moc zaskoczeń. Dal fanów twórczości autora „Maski Czerwonego Moru” może być to przyczynek do próby spojrzenia na te teksty z historycznokulturowego punktu widzenia. W tych utworach ukryte jest bardzo wiele i wcale nie makabra ani intryga są tym, na co najbardziej warto zwrócić uwagę.