Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Literatura japońska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Literatura japońska. Pokaż wszystkie posty

Recenzja "Podziemie pamięci" Yōko Ogawa

Podziemie pamięci Yoko Ogawa - recenzja książki od Wydawnictwa Tajfuny
Wydawca: Tajfuny

Liczba stron: 288


Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Tłumaczenie:Anna Karpiuk
 
Premiera: 8 lutego 2022 rok

Czytanie książek Yōko Ogawy jest jak chodzenie po sinusoidzie. Pozytywne emocje i zaskoczenia przeżywane podczas lektury „Grobowej ciszy, żałobnegozgiełku”, mieszają się z rozczarowaniami wtórnością „Ukochanego równaniaprofesora” czy „Podziemia pamięci”. Ten ostatni zawód jest o tyle bolesny, że nowość od Wydawnictwa Tajfuny miała wszystko, aby do gustu przypaść. Dystopia, miejsce na liście nominacji Bookera obok chociażby Jona Fosse, liczne porównania do Orwella, Marqueza czy Kobo Abe – to powinno się udać. A jednak ostatecznie coś tu nie zagrało.

"Podziemie pamięci" Yōko Ogawy była nominowana do nagrody Bookera

Mam świadomość, że tak kategoryczna opinia może spotkać się z niezrozumieniem. Sukces  „Ukochanego równania profesora” pokazuje, że polski czytelnik potrzebuje prostych, wzruszających historii w stylu filmowych „Nietykalnych”. Podobnie może być zresztą z kolejną książką autorki, która porzuca umiejętne niedopowiedzenie i operowanie nieoczywistością (znane z jej zbioru opowiadań) i znowu opisuje przyjaźń i bezinteresowną pomoc. Opisuje zresztą ckliwie, co zawsze odrzucało mnie od przedstawionych wydarzeń.

Do rzeczy. W „Podziemiu pamięci” poznajemy trójkę bohaterów: samotną pisarkę skrzywdzoną przez system, wiekowego człowieka morza i Pana R., który czyta i redaguje książki. Początkowo łączy ich niewiele – ot uprzejmości czy zawodowe zobowiązania. Z czasem relacje się zacieśniają, głównie dzięki wyjątkowym wydarzeniom dziejącym się wokoło. 

"Podziemia pamięci" Yoko Ogawy to dystopia odwołująca się do innych dzieł literatury światowej - Orwella, Marqueza czy Bradbury'ego.

Akcja toczy się na wyspie, z której wypłynąć jest bardzo trudno. Cechą charakterystyczną miejsca jest znikanie różnych przedmiotów, czynności czy nawet części ciała. Po prostu pewnego dnia ludzie się budzą i już wiedzą, że zaraz będą musieli jakiś fant definitywnie zniszczyć. Jeśli się temu przeciwstawią, doścignie ich sroga ręka sprawiedliwości. Tak więc giną statki, pozytywki, ptaki czy książki (scena nawiązująca do „451 stopni Fahrenheita”). Wraz z przedmiotami znika też pamięć o nich. Przynajmniej u większości mieszkańców, bo część wyróżnionych przez los, nosi w sobie wspomnienia aż do końca. To właśnie ich ścigają specjalne służby. Tak przepadła matka bohaterki, tak też przepaść może niebawem Pan R. Co mu pozostaje? Zaszycie się w melinie. Ten epizod definitywnie łączy losy trójki protagonistów.

W "Podziemiu pamięci Yōko Ogawy można odnaleźć wątki dobrze znane z prozy Harukiego Murakamiego

Ogawa w książce "Podziemie pamięci" odwołuje się do pojęcia mono no aware. Postaci są tu raczej smutne, nieszczęśliwe, opuszczone. Z utęsknieniem wspominają dawne czasy, chętnie wyrażają melancholię przemijania, objawiającą się chociażby ciepłym stosunkiem do znikających artefaktów. Autorka skupia swoje siły na ukazaniu skutku kontaktu bohaterów z małymi sprawami. Z tego powodu dużo tu opisów sortowania rzeczy, przyglądania się szczegółom wykonania, kupowania warzyw czy rozmawiania  o sprawach przyziemnych. To wszystko mogłoby być nawet ciekawe, gdyby nie było tak rozwleczone i oczywiste. Razi oszczędny język z dużą ilości powtórzeń i wyjaśnień. Jak refren powracają wciąż te same refleksje, konstrukcje stylistyczne, motywy dobrze nam znane chociażby z prozy Murakamiego.

"Podziemie pamięci" to powieść, która nieumiejętnie manipuluje emocjami czytelnika

Nie lubię powieści z nieumiejętnie dawkowanymi emocjami. Przywołam tu dwie sceny, których zaistnienie było pewne już w momencie nakreślenia schematu postępowania bohaterów. W pierwszej z nich do domu przybywają służby porządkowe. Czegoś szukają (początkowo jeszcze nie wiemy o co dokładnie chodzi), więc protagoniści obawiają się, że lada moment odkryją melinę Pana R. Pojawia się nawet zagięty róg dywanu, który ma dodatkowo potęgować grozę całej sceny. Rzecz jasna w ostatniej chwili napięcie opadnie, tajemnica motywacji oprawców będzie banalnie prosta, a czytelnikowi pozostanie jedynie wrażenie, że właśnie przeczytał coś, co doskonale zna z innych książek i kina Hollywoodu.

W kolejnej scenie "Podziemia pamięci" dwójka bohaterów zmierza do starej, rozpadającej się budowli. To tam zaginiona matka schowała wytwory swojej pracy, a wraz z nimi artefakty przeszłości (swoją drogą już sam fakt pojawienia się tego obiektu w opowieści jest doklejony na siłę). Nasi dzielni protagoniści muszą te przedmioty przewieźć do domu. Czy ich podróż będzie bezproblemowa? Oczywiście nie. Na przeszkodzie stanie kontrola, której uda się uniknąć w niewiarygodnych okolicznościach w ostatniej chwili. I znowu jako czytelnik miałem wrażenie, że ktoś tu mną manipuluje, próbuje wzbudzić emocje tam, gdzie nie są one w ogóle potrzebne. Wycięcie tego rozdziału w żaden sposób nie wpłynęłoby na wymowę książki. Niestety takich kadrów jest tu jeszcze kilka.

"Podziemie pamięci" Yōko Ogawy nie unosi ciężaru tematu, z jakim książka chciała się zmierzyć

Myślę, że sam pomysł na książkę dałoby się obronić. Wizja świata, w którym jedyną bronią z zapomnieniem może być pisanie, jest naprawdę ciekawa i jeszcze niewyeksploatowana w literaturze. Potencjał zostaje jednak skutecznie zaprzepaszczony przez złą redakcję, nieprzemyślaną konstrukcję zdarzeń i także mało przekonujące kreowanie charakterów. Tajemniczość i niepokój powinny być wpisane w płaszczyznę fabularną i emocjonalną postaci. To jednak zupełnie się nie udaje. Opowieści o życiu Ogawa nie potrafi interesująco rozegrać ani też dramatycznie unieść. Pozostaje nam zatem dzieło jednowymiarowe, pozbawione odcieni szarości. Ot kolejna cukierkowata obyczajówka.

Recenzja "Piekło w butelkach" Yumeno Kyūsaku

Wydawca: Tajfuny

Liczba stron: 96


Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Tłumaczenie: Andrzej Świrkowski

Premiera: grudzień 2021 rok

Prawie sto lat trzeba było czekać na pierwsze tłumaczenie książek Yumeno Kyūsaku. Najpierw Kirin uraczył nas „Przeklętym bębenkiem”, a kilka miesięcy później także Tajfuny przypomniały postać jednego z pionierów japońskiej literatury fantastycznej, tym razem w zbiorze opowiadań zatytułowanym „Piekło w butelkach”. Można mieć tylko nadzieję, że niebawem któraś z oficyn zdecyduje się na wydanie „Dogura Magura” – blisko siedmiuset stronicowego opus magnum autora, zekranizowanego w 1988 roku przez Toshio Matsumoto).

Na nowość z serii Tajfuny Mini składają się trzy krótkie opowieści. Każda prowadzona jest w zupełnie innej konwencji, co utrudnia przyswojenie i odczytanie dzieła. Najbardziej przystępna dla czytelnika jest pierwsza historia. „Piekło wariata” przybiera formę bliską kryminałowi. Mamy tu zamach na możnowładcę, ucieczkę i zaszycie się w miejscu odosobnienia, odnalezienie po latach, związek oraz wiele innych zdarzeń. Sama intryga choć może niespecjalnie rozbudowana, wciąga, a przede wszystkim zawiera drugie dno, o czym czytelnik dowie się pod koniec opowieści. To właśnie w nim objawia się sedno dociekań japońskiego pisarza, które na potrzeby tej krótkiej opinii możemy nazwać wpływem analizy freudowskiej. Nie będę szerzej rozpisywał się ani o interpretacjach tego tekstu, ani  także o drugiej narracji, na którą składają się krótkie sny reprezentujące swego rodzaju wizje, refleksje i ostrzeżenia przed tym, co znajduje się w naszym wnętrzu. Nie robię tego, gdyż nie chciałbym za dużo zdradzić.

Najciekawszym tekstem, tak w formie, jak i treści, wydaje mi się tytułowe „Piekło w butelkach”. Bohaterami są tu Tarȏ i Ayako, rodzeństwo, które z niewyjaśnionych przyczyn utknęło na bezludnej wyspie na Morzu Południowym. W serii trzech listów opowiadają o utracie niewinności, a także konieczności odpokutowania win. Postanawiają odebrać sobie życie, by raz na zawsze wynagrodzić światu złamanie tabu kazirodztwa. Siłą tej opowieści jest nie tylko dramatyczna relacja, ale też sama narracja. W niej jak na dłoni widać te elementy prozy, które powracają w każdej pracy autora. Mamy więc egzotyczne miejsce, zwykłe, niczym niewyróżniające się postacie oraz fabułę, w której można dostrzec elementy literatury popularnej. Intrygujący jest sam sposób komunikowania z czytelnikiem. Japoński pisarz nie lubi dopowiedzeń. Brakuje tu zarówno przestępstwa, jak i procesu śledztwa. Czytelnik sam musi wcielić się w rolę detektywa, by odkryć okoliczności, które doprowadziły do ​​wydarzeń opisanych w listach. W ten sposób pisarz burzy fundament gatunku, w który przecież wpisuje swoje relacje.

Ten schemat Yumeno Kyūsaku powiela w każdym zaprezentowanym tu opowiadaniu, dzięki czemu teksty warto czytać wielokrotnie. Po płaszczem przychylnej dla czytelnika, atrakcyjnej fabuły, kryje się bowiem próba zmierzenia się z samotnością, zagubieniem, a przede wszystkim obłędem. Być może właśnie to miał na myśli ojciec autora, gdy nazwał go „yumeno kyūsaku-san” (skąd wziął się pseudonim twórcy), czyli że jest kimś oderwanym od rzeczywistości. Rzeczywiście, styl japońskiego artysty jest bardzo specyficzny i może kojarzyć się ze szkołą surrealizmu. „Piekło w butelkach” to bez wątpienia beletrystyka, która nie pozostawi obojętnym. Burzenie założeń popularnego gatunku, poprzez próbę napisania opowiadania w tym samym gatunku, jest jak chluśnięcie wiadrem zimnej wody. To może być nieprzyswajalne i hermetyczne, ale przy odpowiednim podejściu, można w tym ujrzeć nowatorstwo i inność. Czyż nie to właśnie świadczy o jakości danej literatury?

Recenzja "Wiwat małżeństwo" Sakunosuke Oda

Wydawca: Tajfuny

Liczba stron: 88


Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Tłumaczenie: Agnieszka Stojek
 
Premiera: 11 sierpień 2021

Sakunosuke Oda był japońskim pisarzem, żyjącym i działającym na początku XX wieku w Osace. Powszechnie przypisuje się go do nieformalnej grupy dekadenckiej Buraiha, w ramach której razem z Osamu Dazaiem oraz Ango Sakeguchim miał pisywać dzieła łamiące powszechnie obowiązujące kanony piękna i obyczajowości. Wspomnianych autorów z pewnością sporo łączyło – żyli krótko, lubili spędzać czas w barach i używać narkotyków, nie stronili od częstych i namiętnych związków. Jeśli jednak przyjrzeć się temu co pisali, łatwo dostrzec znaczące różnice. Dazai bywał różnorodny i najchętniej poruszał temat nieprzystosowania jednostki do rzeczywistości. Sakaguchi cenił sobie chaos i stanowczo przeciwstawiał się wywyższaniu rodzimej kultury. Oda z kolei w centrum swojej noweli ustawia małżeństwo rzucone w wir rozrywkowego życia w Osace.

Sakunosuke Oda w 1939 roku otrzymał nominację do nagrody Akutagawy. W ostatecznym rozrachunku musiał uznać wyższość dziś zupełnie zapomnianego Kōtarō Samukawa. Niezrażony tym rok później napisał niewielką nowelę „Wiwat małżeństwo”, której tytuł zaczerpnął od nazwy sklepu ze słodyczami. W swojej książce przygląda się życiu pewnej pary. Ich związek, choć nigdy ostatecznie nie został usankcjonowany, przetrwał pomimo uporczywego marnotrawstwa, rozpusty i niedotrzymanych obietnic błądzącego mężczyzny. Ryūkichi nie pasuje do tradycyjnego modelu męża. Nie jest uparty, szczery, zaradny czy pewny siebie. Gdy spotyka młodą kobietę bez skrupułów porzuca chorą żonę i nastoletnią córkę. Podobnie czyni z zatrudnieniem. Chwilowe problemy, zmęczenie tudzież znudzenie sprzedażą warzyw, kawiarnią czy dowolnym innym biznesem kończy się ucieczką w lenistwo i rozpustę. Zamiast troszczyć się o bliskich wydaje ciężko zarobione pieniądze przez partnerkę i ciągle kombinuje, jak otrzymać spadek po zmarłym ojcu.

Ryūkichi jest antybohaterem, rozpieszczonym dzieckiem z bogatej rodziny. Trudno się z nim identyfikować, rozumieć pobudki jego działania. Podobnie nie sposób rozgryźć motywacji Choko. Ta pochodząca z robotniczej dzielnicy kobieta, w przeszłości zarabiała na życie jako gejsza. Teraz mimo wciąż istniejących marzeń całkowicie poddaje się urokowi Ryūkichiego. Doznaje licznych krzywd, co krok traci złudzenia, wiedzie życie na krawędzi ubóstwa. A mimo to dalej pozostaje wierna. Istnieje pewna uniwersalność w narracji o prostytutce ze złotym sercem i synu marnotrawnym. Można ją zaprezentować zarówno jako dramat, jak i komedię. Przykładem tego drugiego jest chociażby film „Słodka Irma” w reżyserii Billy'ego Wildera. „Wiwat małżeństwo” ma w sobie jednak więcej z mrocznej atmosfery. Desperacja głównych bohaterów sprawia, że śledząc losy pary wcale nie jest nam do śmiechu.

„Wiwat małżeństwo” to przykład beletrystyki, która może irytować, ale także subtelnie zachwycać. Sakunosuke Oda jest pisarzem prowadzącym czytelnika po labiryncie duszy swoich bohaterów. Z pozornie wyeksploatowanego tematu jakim jest miłość, japoński pisarz potrafi skomponować intrygującą i niedopowiedzianą prozę. Dużo to plastycznie opisanych miejsc i zdarzeń, sporo też celnych refleksji na temat ludzkiej natury. Oda bardzo zgrabnie porusza się po wątkach. Większość z nich celowo porzuca niejako nakazując czytelnikowi samemu dopowiedzieć ciąg dalszy. W ten sposób z prostej i krótkiej prozy, powstaje swoisty wstęp do dalszej dyskusji i domysłów. „Wiwat małżeństwo” to jednak przede wszystkim hołd złożony miłości. Tej prawdziwej, niezależnej od wszystkiego.