Recenzja "Dogman" Matteo Garrone

Reżyseria: Matteo Garrone

Czas trwania: 1 godz. 42 min.

Kraj produkcji: Włochy, Francja


Premiera polska: 14 września 2018 rok

Matteo Garrone, włoski reżyser, scenarzysta i producent, wielokrotnie nagradzany za "Gomorrę", "Pentamerona", "Reality" czy "Primo Amore",  wraca na ekrany polskich kin z nominowanym w Cannes
"Dogmanem". Autor "Ospiti", przenosi nas na nadmorskie pustkowia środkowej Italii, pogranicze prowincji Lazio i Kampanii. To w tej pozornie uroczej scenerii rozgrywać będzie się dramat człowieka zagubionego i nieprzystosowanego do wymagań otoczenia, w jakim przyszło mu żyć. Marcello, w którego wcielił się niesamowity Marcello Fonta (nagroda dla najlepszego aktora w Cannes) to drobny, antypatyczny i mało inteligentny człowiek wielkiego serce. Na co dzień kompetentny zaklinacz psów, właściciel psiego hotelu i troskliwy ojciec, para się także dilowaniem wśród lokalnych odbiorców. Jego głównym klientem jest Simone (Eduardo Pesce), były bokser, mięśniak, dla którego jedynym celem egzystencji pozostaje destrukcja i ćpanie. Swoją wrogą postawą i wszechogarniającym egocentryzmem zjednuje sobie coraz większe grono przeciwników. Gdy pewnego dnia postawi pod ścianą Marcello i każe mu wybierać między spokojnym życiem, a niepewnym łupem, ten podejmie karkołomną w skutkach decyzję.

"Dogman" podzielony został na dwie części. Pierwsza skupia się na otoczeniu zewnętrznym bohatera. Z uwagą śledzimy jego relacje ze społecznością lokalną, próby porozumienia się z brutalnym kolegą, spędzanie czasu wolnego z córką, zabiegi przycinania i piłowania pazurów czworonogim usługobiorcom, mecze piłki nożnej z sąsiadami. To alternatywna rzeczywistość, rzekome szczęście w które próbuje obwarować się nasz nietuzinkowy bohater. Baśń i codzienność wchodzą tu w osobliwy dialog, prowadząc nas nieubłaganie w stronę wiwisekcji obecnego w naturze człowieka zła i skrywanego szaleństwa.

Druga połowa filmu to poruszający portret człowieka opuszczonego, zdradzonego i postawionego w sytuacji granicznej. Garrone nie oszczędza ani Mercello, ani widzów. Z geometryczną szybkością wzrasta liczba scen wypełnionych przemocą, robi się duszno i parno od emocji. Kalejdoskop wydarzeń i towarzyszących im uczuć doskonale podkreśla sceneria odrapanych budynków, niszczejących pojazdów, walających się śmieci, klaustrofobicznych pomieszczeń, zaschniętych zacieków na ścianach i dotkliwej szarości. To w tym miejscu reżyser rozpisuje nam stopniowy proces zezwierzęcenia człowieka. Kreuje kronikę szaleństwa, dramat istoty pilnie potrzebującej akceptacji, która z żadnej strony nie może liczyć na pomoc. A wszystko zakończy się tak, jak zakończyć się musiało, w całkowitej izolacji i rozpaczy.

"Dogman" poraża wymową i zachwyca warstwą techniczną. Przepiękne zdjęcia przeplatane przez nasycone szarością kadry, powolne ruchy kamery podkreślające statyczność prowincji czy precyzyjne dobór detali, pogłębiają rolę aktorów jako figur, bardziej egzystujących niż grających. Hipnotyzuje też muzyka, która z jednej strony ma charakter narracyjny, z drugiej – słychać, że autor szuka w niej inspiracji w różnych obszarach muzycznych, próbując odszukać ekwiwalent dźwiękowy do charakteru postaci czy sytuacji, w jakiej się znaleźli. Dzięki tym przymiotom, film stanowi prawdziwy hołd dla sztuki audiowizualnej, a sceny nurkowania czy wspólnych chwil z dzieckiem na łódce niosą w sobie niesamowite pokłady liryzmu. 

Najnowsze dzieło twórcy "Gomorry" to fascynujące studium istoty zależnej. Stanowi przeciwieństwo klasycznego tematu wycofanego samotnika. Warto je znać przede wszystkim ze względu na niesamowitą rolę Marcello Fonta, który podobnie jak czynili to dawniej Buster Keaton czy Roberto Benigni potrafił połączyć i oddać wewnętrzne sprzeczności człowieka wrzuconego w spiralę zła. "Dogman" to także polemika z archetypem mężczyzny, szczególnie aktualny pejzaż złożoności męskiej psychiki. Bardzo dobry film, który miał potencjał, aby stać się najlepszym filmem roku. Zaszwankował jedynie brak harmonii między pierwszą, a drugą częścią dzieła, rozbieżność w estetyce uroczno-poetyckich scen szczęścia, z brutalnym i prostym w konstrukcji upadkiem moralnym głównego bohatera. To jednak tylko szczegół, który w ogólnym rozrachunku ma znaczenie marginalne. Absolutnie warto.

Ocena:  
 

3 komentarze:

  1. Tym razem, to chyba nie dla mnie. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Ambitne kino nie zawsze do mnie trafia, ale warto dać mu szansę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. To z pewnością film o mocnym wyrazie i pozostający w pamięci.

    OdpowiedzUsuń