Recenzja "Krew i flaki w szkole średniej" Kathy Acker

Wydawca: Ha!art

Liczba stron: 256


Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Tłumaczenie: Andrzej Wojtasik
 
Premiera: 5 grudnia 2022 rok

Jeśli szukacie najobrzydliwszej, najwulgarniejszej, a przy okazji najdziwniejszej książki zeszłego roku w Polsce, to polecam sięgnąć po „Krew i flaki w szkole średniej” Kathy Acker. Na początek parę faktów:

  • W książce użyto słowa „pierdolić” w różnej odmianie ponad 90-krotnie
  • Genitalia męskie najchętniej nazywa się chujami (ponad dwudziestokrotnie). Kutasy występują 9 razy, fiutki tylko raz, a penisa nie ma wcale. 
  • Co na to kobiece miejsca intymne? Pizda razy 16, cipki i szpary tylko jeden raz. 
  • Słowo „gówno” ma tu wiele znaczeń. Obok klasycznego „rozmazanego gówna” mamy tu też „gówno mnie to obchodzi”; gówno jako miejsce, do którego lepiej nie trafiać; gówno jako określenie człowieka, któremu nie można ufać. 
  • Kutasy i pizdy pojawiają się też na rysunkach, schematach, a nawet na mapie snów.

Swoją eksperymentalną powieść amerykańska pisarka opublikowała pierwotnie w 1984 roku. W roli głównej obsadziła Janey, dziesięcioletnią, upośledzoną emocjonalnie dziewczynkę. Jej relacja o dorastaniu w piekle trwa cztery lata i kończy się śmiercią. Początkowo Janey mieszka w Meksyku, gdzie trwa w kazirodczym związku z ojcem. Gdy ten rzuca ją dla nowej dziewczyny by „dowiedzieć się, kim jest”, protagonistka przeprowadza się do Nowego Jorku. Pracuje w piekarni, dokonuje aborcji, dołącza do gangu, przenosi się do slumsów, zostaje porwana, sprzedana i wyszkolona jako prostytutka. Udaje jej się wyjść na wolność tylko dlatego, że odkryto u niej raka.

Mieć raka to jak mieć dziecko. Jeśli jesteś kobietą i nie możesz mieć dziecka, bo jesteś głodującą nędzarką, bo żaden mężczyzna nie chce mieć z tobą nic wspólnego, bo jesteś samotna, nieszczęśliwa, przerażona i całkowicie szalona, możesz równie dobrze zachorować na raka. Czujesz swój guzek i pielęgnujesz go, wiedząc, że będzie się wciąż powiększał. Zjada cię, a ty stopniowo uczysz się – tak jak wszystkie dobre matki – kochać samą siebie.

Dalej było już tylko lepiej. Pod wpływem choroby Janey rezygnuje z samobójstwa i wyrusza do Tangeru, gdzie spotyka Jeana Geneta. Podróżując przez Afrykę północną chłonie historię i język, odkrywa życie w innym wymiarze.

„Krew i flaki w szkole średniej” jest książką fragmentaryczną, trudną w odbiorze, wymagającą skupienia, wyjścia ze strefy komfortu, a czasami przymknięcia oczu na co bardziej oburzające fragmenty. Surowość świata podkreśla nerwowy język i mozaikowość scen odwołujących się do dorobku Burroughsa, Geneta i paru innych. To z tych puzzli czytelnik musi sam ułożyć wizję świata pełnego deficytów, przemocy i dezorganizacji. Oczywiście o ile nie zrezygnuje po pierwszym zdaniu w stylu „Teraz jedyny obraz, jaki mam w głowie, to twój chuj w mojej piździe”.

Równolegle do urywanej fabuły Acker eksperymentuje z formą. Mamy tu prozę, elementy dramatu, poezję, gry słowne, fragmenty dziennika, cytaty, fikcyjne tłumaczenia, ilustracje, mapy snów, wiadomości publiczne i inne osobliwości, których często nie sposób rozszyfrować. Nikt nas nie nauczył czytać czegoś takiego, więc skąd mamy wiedzieć, co w danym miejscu autorka faktycznie miała na myśli. Pozostaje nam podążać za tekstem. A ten układa się w relację dziewczyny, która kocha swojego oprawcę, dobrze rozumie że jest wykorzystywana i traktowana przedmiotowo, a mimo to wciąż pcha się w paszcze lwa i chce więcej. Patrząc na to szerzej, „Krew i flaki w szkole średniej” są też obrazem rozkładu systemu społecznego Ameryki i narracją potwierdzającą, że jedynym lekiem na nieszczęśliwą miłość jest śmierć.

Czy warto to czytać? Nie wiem. Ja nie żałuję, bo to doświadczenie jedyne w swoim rodzaju. Ale żona po kilku fragmentach kazała mi udać się do psychiatry. To chyba potwierdza dwie racje: powieść Kathy Acker nie zestarzała się i nadal bywa odrzucana bez głębszej refleksji.