Recenzja "Adżami. Opowieści z Jafy" Yossi Granovski

"Adżami. Opowieści z Jafy" Yossi Granovski to jeden z najlepszych zbiorów opowiadań 2023 roku
Wydawca: Filtry

Liczba stron: 224


Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Tłumaczenie: Roman Vater
 
Premiera: 8 lutego 2023 rok

Tytuł najnowszego zbioru opowiadań wydanego przez Filtry domaga się pewnego wyjaśnienia. Jafa to obecnie jedna z dzielnic Tel-Awiwu. Do 1949 roku stanowiła jednak osobne miasto. Dodajmy, miasto ze wszach miar urokliwe. Jafa to przecież jeden z najstarszych portów morskich na świecie. Na jej terenie znajduje się słynna latarnia, meczet Al-Mahmudijja czy wieża zegarowa. Z Jafą związani byli Shmuel Yosef Agnon, Joseph Constant czy Hanan Al-Agha. Z punktu widzenia niniejszej książki strategicznym momentem w historii miasta był 1947 rok. To wtedy Zgromadzenie Ogólne Organizacji Narodów Zjednoczonych przyjęło rezolucję nr 181 w sprawie podziału Palestyny. Zgodnie z jej zapisami Tel Awiw miał wejść do państwa żydowskiego, z kolei Jafa do państwa arabskiego. Bezpośrednim następstwem rezolucji była I wojna izraelsko-arabska. W trakcie jej trwania Żydzi zajęli Jafę, część arabskich mieszkańców wygnali z miasta, z kolei pozostałych zgromadzili w Adżami. Dzielnicę otoczono drutem kolczastym i traktowano jak getto. 

„Adżami. Opowieści z Jafy” Yossi Granovskiego to jeden z lepszych zbiorów opowiadań wydanych w Polsce w 2023 roku

Akcja zbioru „Adżami. Opowieści z Jafy” odbywa się właśnie w tamtym czasie i miejscu (choć nie w całości). Bohaterami są młodzi mężczyźni, których walka klasowa dopada na każdym kroku. Jednym z nich jest Ahmed. To jemu poświęcono cztery pierwsze teksty zbioru. Ahmed wychował się w Umm al-Fahm. Gdy był ośmiolatkiem, jego ojciec został zabrany do tureckiego wojska. Przetrwał okrucieństwa I wojny światowej tylko po to, aby zamordował go niejaki Sajjed. To wydarzenie naznaczyło życie Ahmeda aż do końca jego dni. Najpierw próbował zemścić się na oprawcy, ale ta sztuka mu się nie udała. Zamiast tego został skazany na rok więzienia. Nie udał się do niego. Zbiegł do Libanu. Tam z kolei przypadkowo uratował szanowanego sędziego i jego partnerkę. Protekcja osoby ustawionej społecznie pozwoliła Ahmedowi najpierw ukarać winnego śmierci swojego ojca, później bezkarnie handlować opium w Damaszku, a wreszcie zostać kucharzem w Jafie. Ten ostatni epizod silnie dotyka historii wojny domowej, bowiem bohater ma nie tylko za zadanie przyrządzać kawę, ale także odnaleźć dom przyjaciela, który ten musiał opuścić w pośpiechu. 

„Adżami. Opowieści z Jafy” Yossi Granovskiego zderza marzenia o nowoczesności z surową kulturą ojców

Kolejne dwa opowiadania są rozbudowane na kilkadziesiąt stron. „Opowieść Nasifa” naświetla proceder ucieczki Żydów z Bengazi do Jafy. Zakochany Nasif w imię miłości stara się pomóc ukochanej Lindzie, poprzez wystawianie fałszywych dokumentów dla przybywających do miasta. W „Opowieści Ibrahima” relacje między Żydami i muzułmanami komplikują się jeszcze bardziej. Ich światy potrafią przecinać się nawet pod jednym dachem. Marzenia o nowoczesności, o rodzinie, o własnym mieszkaniu, o odideologizowanym świecie, zderzają się tu z surową kulturą ojców. Wszyscy bohaterowie zmuszeni są do dokonywania wyborów pomiędzy złem i złem. Nie ma tu dobrych dróg rozwiązania, nie ma jednej ścieżki, którą można legalnie podążyć i żyć w dostatku oraz spokoju.

„Adżami. Opowieści z Jafy” Yossi Granovskiego to książka, która subtelni unika nadmiernego epatowania politycznymi kontekstami

Yossi Granovski, urodzony w 1952 roku w Tel Awiwie były żołnierz służby granicznej, prokurator policyjny czy dyrektor biblioteki miejskiej, stworzył książkę o świecie, w którym nie ma "tych dobrych". Każdy musi kombinować, dogadywać się, marzyć o czymś nieosiągalnym. Nawet jeśli to coś jest dla nas pospolite i oczywiste. W Jafie, Damaszku czy Umm al-Fahm nikt nie patrzy przez różowe okulary. Śmierć, handel narkotykami, oszustwa i wykorzystywanie, są zwyczajne i powszednie. Często niemal niezauważalne. Wszystko to zostało opisane w wyważony i lekki sposób. Yossi Granovski zręcznie unika nadmiernego epatowania politycznymi kontekstami. Stawia na człowieka i dzięki temu wygrywa. To refleksyjna mozaika życiorysów utkana z niepozornych zdarzeń. Przerażająca panorama świata wewnętrznie rozdartego. Przyczynek do namysłu nad tym, jakie są korzenie dzisiejszej Jafy.

Recenzja „Apokalypsis ‘89” Jarosław Maślanek

Wydawca: SAGA Egmont

Liczba stron: 198


Format: epub

 
Premiera: 3 lutego 2022 rok

Powieść Apokalypsis ‘89” została wydana w 2010 roku. Czytanie jej po 13 latach od premiery nie ujmuje nic z wymowy. Autor wykreował ciekawy portret człowieka zmierzającego do upadku, tytułowej apokalipsy. W tym sensie należy jego losy traktować jako traktat uniwersalny, niezależny od miejsca i czasu poznawania treści. Nieważne czy książkę przeczytacie w lato na Riwierze Tureckiej, czy podczas długiego zimowego wieczoru na Ziemi Baffina. Czy doświadczyliście na własnej skórze czym był komunizm, czy może urodziliście się w trakcie Olimpiady w Sydney. Czy jesteście wiekową kobietą, czy ojcem z małymi dziećmi. Ta książka będzie czytelna na każdej długości i szerokości geograficznej. Chociaż nie każdy podejdzie do niej z entuzjazmem.

Kością niezgody może być tu przede wszystkim postać głównego bohatera. Frencz, jakby to delikatnie ująć, nie jest człowiekiem zaradnym. Społeczeństwo oczekuje od mężczyzn tego, że będą w stanie podźwignąć losy nie tylko swoje, ale też najbliższej rodziny. W idealnym, stereotypowym modelu, facet ma zarabiać, by jego kobiecie żyło się lżej. To w jego gestii są remonty, dbanie o samochód czy załatwianie formalności związanych z rachunkami i umowami. Frencz jest zaprzeczeniem takiego stereotypowego mężczyzny. Choć pochodzi z inteligenckiej rodziny i otrzymał wyższe wykształcenie, z każdym dniem stacza się coraz niżej w hierarchii społecznej. Pięć spokojnych lat spędzonych w archiwum miejscowych Zakładów, jest szczytem jego zawodowych ambicji i osiągnięć. Po upadłości pracodawcy, zarabia na życie na bazarze, sprzedając książki ojca, prowadząc dział w lokalnej gazecie, albo próbując swoich sił w stróżowaniu. To wszystko jednak na nic, bo do codziennego wstawania i robienia tego ‘co należy’ trzeba mieć jakąś motywację i minimalne kwalifikacje, których Frenczowi brakuje.

Frencz to taki gość, którego pewnie nie chcielibyście poznać. Niby wprost nie obraża, nie wystawia na próbę, ale nie stara się też pomóc. Nie można mu ufać – nigdy nie wiesz, czy ci nie zarzyga włosów i nie ucieknie. To przede wszystkim człowiek kotwica. Z nim prędzej czy później każdy inicjatywa idzie na dno. Frencz ma też dwa poważne problemy: lubi topić swoje smutki w alkoholu oraz niekoniecznie ma ochotę przyjąć do wiadomości, że jest w tym coś złego. Sprawa jest o tyle zastanawiająca, że w dzieciństwie sam obserwował podobny zjazd z góry. Jego ojciec rozstał się z matką, po czym zamknął się w pokoju, pił, a w celu unikania kontaktów z bliskimi, oddawał mocz do butelek. W tamtych czasach jego zachowanie mocno irytowało Frencza. Czasami jednak jabłko niedaleko pada od jabłoni.

W życiu Frencza ważny jest też jego ‘syn’. Tak właściwie to nie wiemy czy nim jest. To potencjalne pokłosie jedynej nocy spędzonej z kobietą. Czy jednak doszło wtedy do zapłodnienia? Frencz zakłada, że tak. Właśnie dlatego chętnie podgląda młodego podczas jego codziennych zmagań w przedszkolu. Na więcej pozwolić sobie nie może, bo jako menel bez przyszłości, nie jest mile widziany przez swoją przelotną miłość. Kto zresztą chciałby kontynuować znajomość z osobą, która tak bardzo nie pasuje do kontaktów międzyludzkich? Która zamiast rozwiązywać problemy, krzywdzi. Patrzy więc na małego i trochę się martwi, bo ten grając w piłkę staje się pośmiewiskiem grupy. W jego przypadku przychodzi jednak zbawienie, przypadkowa bramka, która daje nadzieję na lepsze jutro.

Apokalypsis ‘89” czyta się bardzo dobrze. Jarosław Maślanek doskonale rozumie czym jest redakcja. W książce nie ma zbędnych scen, wątków czy słów. Zwraca także uwagę filmowy montaż epizodów oraz fotograficzne ujęcie szczegółów. W pamięci pozostaje kiełbasa, stare urządzenie do wyrobu kapci, szarlotka, nigdy niewybudowany hotel czy przywołane już butelki, których zapach i brzdęk unosi się nad życiem Frencza. Może nawet w jakiś sposób je definiuje. Warsztatowo mamy więc tu pracę wykonaną na piątkę. Przyczepię się jednak do czegoś innego.

„Liczby ostatnie”, niedawno wydana książka Jarosława Maślanka, jest powieścią dogłębnie przemyślaną, wielowymiarową. To jedna z lepszych polskich powieści ostatnich lat. Na tym tle Apokalypsis ‘89” wydaje mi się lekturą zbyt prostą, rozgrywającą się na niewystarczającej liczbie poziomów. Nie kupuję też zabiegu wprowadzającego zależność losów Frencza od wielkiej polityki. Właściwie upadek komunizmu, wielokrotnie pojawiający się w treści, nie jest tu potrzebny. Powiem więcej, on wręcz przeszkadza, bo sugeruje, że bohatera należy traktować jako figurę symbolizującą problemy globalne. Nie tylko jako indywidualną drogę ku zatraceniu. A ile takich Frenczów poznaliście? O ilu słyszeliście? Czy naprawdę absolwenci ekonomii marksistowsko-leninowskiej mieli takie problemy ze znalezieniem zatrudnienia? Te pytania są właściwie niepotrzebne. Ja chcę odczytywać losy Frencza jako specyficznej jednostki doświadczonej przez życie. Jako człowieka przeraźliwie samotnego, nieprzystosowanego, uzależnionego. Komunizm? Ok. Niemniej nie w tych proporcjach.

Na koniec jeszcze jedno spostrzeżenie. Napisałem tu trochę o ojcu Frencza, jako o jednym ze źródeł jego późniejszej drogi życiowej. W książce jest też matka i to jej Jarosław Maślanek poświęca więcej miejsca. Wydaje się też, że jej obraz jest bodaj jeszcze bardziej przejmujący. Bohater mówi o niej MDWS (Mama Depresyjnego Wręcz Spokoju) i MZMN (Mama Zagłuszającej Myśli Nadaktywności), w zależności od fazy, w jakiej akurat się znajduje. To kobieta po nieszczęśliwym związku, handlująca na straganie skarpetami, ciągle namawiająca syna na szukanie swojego miejsca w życiu, dająca sobie radę nawet wtedy, gdy ciało odmawia posłuszeństwa. Bardzo niejednoznaczna postać, cicha bohaterka tej książki. Chciałbym dowiedzieć się o niej więcej.