Recenzja "Żółć" Łukasz Gamrot

Wydawca: Stowarzyszenie Pisarzy Polskich Oddział w Łodzi

Liczba stron: 88


Oprawa: twarda


Premiera: 16 grudnia 2020

„Żółć” to pierwszy w Polsce debiut poetycki w formie komiksu literackiego”. Tak rozpoczyna się notka o książce na stronie wydawcy. To zdanie przykuwa uwagę. Z punktu widzenia promocji, jest wręcz idealne. Co jednak ono nam mówi? Bynajmniej nie to, że „Żółć” to pierwszy komiks poetycki w Polsce, co przeglądając internet, mam wrażenie że wielu przyjęło za pewnik. Jest w tym zdaniu jedno ważne słowo, mianowicie „debiut”. Dopiero zestawienie go z pozostałą treścią, daje właściwy obraz tej pracy. Łukasz Gamrot nie wprowadza nowego gatunku, a jedynie mocno go odświeża.

Parę słów o autorach, bo mamy ich aż dwóch. Łukasz Gamrot, czyli autor tekstu, to urodzony 1988 roku poeta z Katowic. Do tej pory nie dał się poznać szerszej publiczności, a pomysł na „Żółć” był tak naprawdę odpowiedzią na przekonanie, że w Polsce poezji się nie czyta. Aby zwrócić uwagę na ten problem, postanowił podjąć współpracę z Arturem Denysem, jeszcze młodszym projektantem graficznym, ilustratorem i tatuatorem. W ten sposób powstała książka, która w założeniu ma stanowić komiks, mi jednak bardziej przypomina pięknie wydany tomik poezji, z jego graficzną interpretacją. Jakkolwiek by tego nie nazwać, założony cel został szybko osiągnięty. Cały nakład  „Żółci” sprzedał się w niespełna dwa miesiące.

O czym traktuje ten niezwykły debiut? O rozczarowaniu rzeczywistością, samotności, poczuciu osaczenia, pustce wypełnianej używkami, o strachu, bezsilności, złości, beznadziei. Cała „Żółć” pełna jest smutku, cierpienia i depresji. Gamrot raz bywa dosłowny i rozdzierająco naturalistyczny, innym razem pisze tajemniczo, prawdziwe znaczenia ukrywa pod piętrami metafor. Mamy tekst o zagładzie ekologicznej, rozliczenie z rodzicem, rozważania na temat cielesności. Jest też utwór najbardziej aktualny, traktujący o napięciu spowodowanym pandemią. Spectrum zainteresowań młodego autora jest naprawdę szerokie, a biegłość w tworzeniu poezji sprawia, że czyta się to bardzo dobrze, nawet jeśli o wierszach białych wiemy tyle, że istnieją.

Obok tekstu (słowo obok jest użyte nieprzypadkowo) toczy się druga opowieść, tym razem autorstwa Artura Denysa. Jego świat jest brudny, gorzki i rozpaczliwy. W kadrach dominuje czerwień (krew, ogień), ale sporo także czerni, szarości i bieli. Warstwa graficzna zbudowana została na kontraście i wyrazistości. Gruba i prosta kreska dobrze oddaje emocjonalność tekstu. Obrazy rażą dosłownością, by po chwili rozpływać się w metaforze utraconych szans. Przede wszystkim jednak pozwalają skonfrontować swoją interpretację wiersza, z pomysłem ilustratora. A z tego wynikają ciekawe konotacje i chęć do ciągłego powracania do wiersza.  

Jedno co mnie w tej publikacji razi, to chęć wejścia autora w buty całego pokolenia. Gamrot jest praktycznie moim rówieśnikiem, mówi więc też w moim imieniu („Widziałem nas jako odkrywców, wypływających z portu lat osiemdziesiątych”). I jak to czasami w takich sytuacjach bywa, obok tekstów, pod którymi mogę podpisać się oboma rękami, są i te poruszające problemy dla mnie zupełnie obce. Trudno abym z nimi się identyfikował, jakoś bardziej je przeżywał, a przede wszystkim, abym mówił, że wyrażają one moją wrażliwość i duszę. W tym kontekście autor mógł zachować powściągliwość i skupić się jeszcze bardziej na swoich osobistych przeżyciach. To jednak tylko mała uwaga, która nie powinna przykryć obrazu całego dzieła. „Żółć” to na pewno nowa jakość na polskiej scenie wydawniczej. Silna promocja oraz wyjątkowa oprawa graficzna sprawiają, że o poezji nareszcie się mówi. I choć mamy tu do czynienia z tekstem mrocznym, zbrodniczym, pełnym upadku, brudnych żądz i zezwierzęcenia, warto go znać i o nim dyskutować. A raz kupiony, żyje na półce. Wiem, bo naprawdę często do niego wracam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz