Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Literatura francuska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Literatura francuska. Pokaż wszystkie posty

Recenzja "Vademecum złego ojca 3" Guy Delisle

Wydawca: Kultura Gniewu

Liczba stron: 192


Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Tłumaczenie: Ada Wapniarska
 
Premiera: 10 sierpnia 2022 rok

„Vademecum złego ojca” to taka seria, do której wracam z żelazną konsekwencją. Uwielbiam to poczucie humoru, a jako ojciec identyfikuję się z bohaterem/autorem. W trzecim tomie znowu obserwujemy małe epizody z życia rodziny Guy’a Delisle. Jego dzieci, Alice i Louis, już nieco podrosły. Chodzą do szkoły, odrabiają lekcje, czytają „Harry’ego Pottera”, oglądają filmy Hayao Miyazakiego. I oczywiście obcują ze swoim zwariowanym ojcem.

W kilkunastu scenach dostrzegamy pełną paletę codziennych zdarzeń, które w oczach Delisle dostają nowego blasku. Spróbuję zaprezentować to na dwóch przykładach, mając przy okazji nadzieję, że trochę spojlerowania Wam nie straszne. W pierwszej urocza córeczka pyta tatusia co to jest „kulwa”. Zasłyszała w szkole tekst „kulwa twoja nać” rzucony gdzieś na korytarzu przez rozgoryczoną matkę i próbuje to sobie poukładać w głowie. Myjący zęby tatuś w żadnym stopniu nie czuje się zgorszony. Rzeczowo wyjaśnia, że to żadna „kulwa” tylko „kurwa”, że to nie „nać” tylko „mać”, co odnosi się bezpośrednio do słowa matka. Każe dziecku powtórzyć kilkukrotnie cały zwrot z odpowiednią dykcją. W ten sposób lekcja zostaje zakończona.

W innej miniaturze (mojej ulubionej muszę przyznać) pod wpływem zapalnika (słów dziecka) rozgoryczony Delisle wyrzuca się siebie długi monolog o życiu. O tym, że szkolne zabawy stopniowo przeradzają się w liczne obowiązki, stres, wyścig szczurów, rozczarowania na studiach, pracę pod kontrolą niewykształconych i dobrze ustawionych karierowiczów i tak dalej. Wykrzyczane żale w żaden sposób nie mogą zainteresować jego pociechy. To prawda, która odbija się od ściany niezrozumienia. Myślę, że każdy rodzic dobrze zna to uczucie, ten moment walenia głową w mur.

Guy Delisle pisze o wielu innych, prozaicznych zdarzeniach. O pomocy w pracy domowej na temat wymarłych zawodów, o zabawie dronem, o wrzuceniu zapalniczki z butanem do ognia i wielu innych. Za każdym razem jest to satyryczne, ironizujące, po prostu zabawne. I to zabawne w taki sposób, w jaki lubię być rozśmieszany: inteligentnie. Humor wynika tu z małych złośliwości, z bycia dużym dzieckiem, z jakiejś formy niezręczności, z poddawania dzieci określonym próbom. Przy okazji „Vademecum złego ojca” pozostaje świetną obserwacją obyczajową. Odkłamuje relacje pokoleniowe, które przecież wcale nie muszą być i bardzo często nie są spolaryzowane (dramaty lub wzruszenia).

Parę słów jeszcze o grafice, która uzupełnia mistrzowsko wykreowaną treść. Rysunki są tu proste, skromne, obrazowane czarną kreską z odcieniami szarości. Kadry powtarzają się, uzmysławiając czytelnikom bezradność dopadającą bohaterów. Ilustracyjny minimalizm dobrze koresponduje z wymową tekstów. Dobrze dowodzi, że nie czasami mniej, znaczy lepiej.

Recenzja "Z kamienia i kości" Bérengère Cournut

Wydawca: Biuro Literackie

Liczba stron: 192


Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Tłumaczenie: Hanna Igalson-Tygielska
 
Premiera: 12 września 2022 rok

„Z kamienia i kości” jest uznawana za jedną z najważniejszych francuskich powieści ostatnich lat. Już sam fakt, że jako książka o zabarwieniu ‘poetyckim’ została sprzedana w ponad 200 tysiącach egzemplarzy, mówi sam za siebie. Powieść napisała Bérengère Cournut, obecnie ponad 40-letnia pisarka. Swoją karierę rozpoczęła na początku XXI wieku, najpierw kreując krainy jak ze snu, później mówiąc o Indianach Hopi żyjących na suchych płaskowyżach Arizony, wreszcie przenosząc czytelników do kultury Inuitów.

„Z kamienia i kości” rozpoczyna się dramatyczne. Oto pewnej nocy pod młodą bohaterką – Uqsuralik, pęka lód. Mimo bliskości, rodzina nie może jej w żaden sposób pomóc. Pozbawiona ciepła, bliskości i bezpieczeństwa, rozpoczyna walkę o przetrwanie. Za kompanów ma jedynie kilka psów, które podobnie jak ona, umierają z głodu. Sprawa wydaje się być beznadziejna, ale Uqsuralik to dzielna dziewczyna. Dawniej uczyła się polować ze swoim ojcem, przez co teraz potrafi zdobywać pokarm. Z czasem znajduje też grupę, która widząc w niej nadzieję na lepsze jutro, postanawia ją przygarnąć.

Krajobraz książki, podobnie jak pejzaż całej Arktyki, jest mroźny i surowy. Ludzie chodzą w starych skórach, są narażeni na kaprysy natury, zjadają psy, które wcześniej pomagały im w łowach, mordują swoich bliskich, gdy ci są od nich w czymś lepsi. To kraina odpychająca, istne piekło na Ziemi. Jednocześnie autorka opisuje miejsca tak plastycznie, że oddaje słowami ich piękno. Pojawiające się pieśni, wypowiadane kwestie, nadają lodowcom niesamowitej energii, tchną w nie siłę życiową. Gdy Uqsuralik i jego ukochany Tulukaraq eksplorują kajakiem wnętrzności góry lodowej, słyszymy wyjaśnienie tego, jak otwór w szczycie jaskimi decyduje o losie ludzkiej duszy. W innym miejscu padają słowa mówiące o tym, że lód to nie tylko ekosystem, ale też cały świat, który w każdej chwili może zmienić siebie i nas. Otoczenie jest zatem dla Bérengère Cournut sacrum, miejscem kreacji naszej doczesności. Z naturą, z klimatem nikt nie wygra, dlatego powinno się im oddawać należną cześć.

„Z kamienia i kości” to także spojrzenie na kobiecość. Uqsuralik z małej dziewczynki staje się dorosłą kobietą. Ma męża, który tragicznie ginie. Później wiąże się z inną rodziną i poznaje Naja, szamana dziwaka. To z nim przyjdzie jej mieć dziecko i to on jako pierwszy faktycznie się nią zaopiekuje. Odnalezienie się w trudnym świecie mężczyzn bywa jednak bolesne (fizycznie i psychicznie). Kobiety muszą się podporządkowywać woli swoich ojców, partnerów, mężów, nawet wtedy, gdy ci je zwyczajnie wykorzystują. O pewnych rzeczach nie można też mówić, bo rolą kobiety jest przyjmować na siebie „wszystkie niebezpieczeństwa” jak śpiewa w jednym z utworów Sauniq. To właśnie starsza Sauniq, Uqsuralik i Hila złączone są szczególną więzią ze światem. Ona daje im moc, umiejętność czerpania korzyści z wzajemnej miłości. Ona prowadzi też tę trójkę do niezależności i poczucia równości z pozostałymi członkami rodziny. W ten sposób ból i wszechogarniający smutek, są rozmywane przez przebłyski miłości.  

Nowość Bérengère Cournut jest książką o Arktyce. Jest też relacją o zimnie, o śniegu, o walce ze słabościami. „Z kamienia i kości” to też utwór o świecie nierealnym. Życie Uqsuralik przepełnione jest duchowością oraz pradawnymi wierzeniami. Gdy jest w ciąży, musi jako pierwsza opuszczać igloo, aby jej dziecka nic nie blokowało podczas porodu. Hila, córka głównej bohaterki, dostała imię po matce Sauniq, w ten sposób nadając łańcuchowi pokoleń okrągły kształt. Aby uleczyć chore dziecko, szaman musi odbyć podróż. Duch ziemi, olbrzym powracający co jakiś czas, wielokrotnie przywraca Uqsuralik do życia mocą swojej pieśni. Ludzie, zwierzęta, duchy: wszyscy mają tu swoje obrzędy i słowa. Należą do tej samej całości, która nie mogłaby istnieć, gdyby nie była rozpatrywana we wszystkich jej odcieniach.

Książka Bérengère Cournut, mówi o niewygodach życia, o głodzie, także o potrzebie bliskości. O tym, jak kapryśna bywa natura i jak te jej kaprysy mogą zmieniać nasze życiorysy. To oczywiście przestroga, ale też pięknie i namacalnie nakreślona rzeczywistość. Autorka na podstawie studiów literatury przedmiotu wykreowała prawdziwą krainę. Liczne fotografie zamieszczone na końcu książki tylko dodają jej prawdziwości. Nie inaczej jest z językiem – oszczędnym, lirycznym, ostrym jak brzytwa. Surowy klimat, okrutna historia, budzące fascynację i grozę piękno absolutu, brutalne postępowania, przyciągające milczenie, złowieszcza samotność, umierająca nadzieja, próby poszukiwania swojego miejsca – tak wygląda życie Uqsuralik. Taki jest przepis na świetną książkę.

Recenzja "Chłopiec z gór" Séverine Gauthier, Amélie Fléchais

Wydawca: Kultura Gniewu

Liczba stron: 48


Oprawa: twarda

Tłumaczenie: Julia Szustak
 
Premiera: 22 listopada 2021 rok

Słownik frazeologiczny podaje, że sformułowanie „przenosić góry” oznacza „mieć przekonanie, wiarę, że wszystkiego można dokonać, wszystko może się udać”. Ten sens nie do końca pasuje mi do postępowania bohatera „Chłopca z gór”, mimo że motywacją skłaniającą go do odbycia magicznej podróży jest właśnie chęć przeniesienia pasma górskiego wyrosłego na jego dziadku. Młody człowiek jest w tym wypadku całkowicie bezrefleksyjny, stanowi białą kartkę, na której wszelkie emocje, marzenia, wątpliwości muszą się dopiero zapisać.

Tak to właśnie bywa z dziećmi. Bohater wie jedno – kocha dziadka i dla jego spokoju jest w stanie zrobić wszystko. Nawet wyruszyć w (szaleńczą) podróż na szczyt najwyższej z gór. Co może się nie udać prawda? I tak jak postanawia, tak też czyni. Bez zbędnych przygotowań. Jego celem jest wiatr. To on ma pomóc dziadkowi w odbyciu ostatniej drogi. Dzięki jego podmuchom góry przeniosą się do innej przestrzeni z gracją i bez wysiłku.

Młody adept idzie więc w baśniowej krainie. Spotyka gadające drzewo, komunikatywne, staczające się kamienie, czy jednorożca. Każde ze stworzeń ma nie tylko duszę, ale także dobre usposobienie i radę. Uczą protagonistę świata – tego, że nie zawsze trzeba wszystko rozumieć, że czasami lepiej po prostu działać; również tego, że każdy ma swoje korzenie. Przy ich pomocy nasz dzielny śmiałek dopina swojego zamierzenia. Po wielu znojach (no, może nie znowu aż tak wielu, bo całość mieści się na 40 stronach), po spaniu w futrze zwierzaka albo wspinaniu na mrozie, dociera do szczytu góry i prosi wiatr o pomoc. A co będzie dalej? Tego Wam już nie zdradzę, choć pewnie część z Was wie, co może się wydarzyć.

I taki właśnie jest „Chłopiec z gór”. To prosta, metaforyczna i bajkowa opowieść o przygodzie, o miłości, odpowiedzialności, ale także domu. Bohater podczas swojej podróży uczy się bardzo wiele, a młody czytelnik, który zdecyduje się po lekturę sięgnąć, będzie mógł przeżyć dokładnie to samo. To taka historia, obok której trudno przejść obojętnie, nawet jeśli dla nas, dorosłych, może być momentami nieco wtórna. Dużą zaletą jest tu z pewnością utrzymany w ryzach język i szata graficzna. Za ilustracje do książki odpowiadała Amelia Fléchais i trzeba przyznać, że ze swojego zadania wywiązała się na medal. Stworzona kraina jest unikatowa. Raz piękna i nostalgiczna, w innym znów momencie mroczna i straszna. Bohaterów trudno porównać z innymi pracami – są indywidualni, ale jednocześnie wiarygodni. Nastrój momentu podkreśla bogata paleta barw i dynamika zmieniającego się kadru. Wszystko to bliższe malarstwu, niż tradycyjnej książki dla dzieci.

„Chłopiec z gór” będzie dobrym prezentem dla nieco starszych dzieci. Takich, które lubią zanurzyć się w czarodziejskiej i olśniewającej atmosferze i potrafią już dostrzegać drugie dno. Nie ma tu fałszywych nut, krętactwa czy zabawy pod publikę. Nie ma też niepotrzebnych wtrętów politycznych czy modnych tematów społecznych. To „bezpieczna” opowieść, która będzie bawić i uczyć.