Recenzja "Mayflower. Opowieść o początkach Ameryki" Nathaniel Philbrick

Wydawca: Wydawnictwo Poznańskie

Liczba stron: 445

Oprawa: twarda

Premiera: 22 sierpnia 2018 r.

Nathaniel Philbrick jest amerykańskim pisarzem, żeglarzem i twórcą przewodników. Jego literackie prace doczekały się licznych wyróżnień. Za książkę „W samym sercu morza. Katastrofa statku wielorybniczego Essex” otrzymał w 2000 roku nagrodę Bookera, „Revenge of the Whale: The True Story of the Whaleship Essex” uzyskała nagrodę Boston Globe, z kolei recenzowana pozycja wgrała Lon Angeles Times Book Prize, Massachusetts Book Award for nonfiction i doczekała się  nominacji do Nagrody Pulitzera w dziedzinie historii. Philbrick jest także twórcą nagradzanych na całym świecie książek „The Last Stand: Custer, Sitting Bull, and the Battle of the Little Bighorn” i „Bunker Hill: a City, a Siege, a Revolution”.

Autor na nowo zdaje nam relację z wyprawy purytańskich osadników ku Nowemu Światu. Zanurza nas w specyfice tamtych czasów, uwagę skupia na ludziach i wyznaczających ramy ich życia wydarzeniach, nie stroniąc przy tym od analiz społeczno-politycznych czy plastycznych opisów przyrody. Swoją relację prowadzi chronologicznie, od religijnych prześladowań w Anglii, przez makabryczną wyprawę statkiem, pierwsze spotkania z tubylcami, budowę osiedli i miast, aż do zawierania sojuszy i prowadzenia wojen z rdzennymi mieszkańcami. Pisarz oddaje głos dwóm głównym bohaterom – Williamowi Branfordowi - gubernatorowi kolonii oraz Benjaminowi Churchowi – dowódcy i pogromcy tubylców. Śledząc ich losy zwiedzamy osadę Plymouth, poznajemy normy obowiązujące w plemionach Wampanoagów, Pokanoketów, Nipomucków czy Narragensettów, przyglądamy się charyzmatycznym postaciom: sachema Massasoita, króla Filipa, przyjaciół Pielgrzymów ze szczepów indiańskich – Squanto i Samoseta, kapitana Christophera Jonesa, uczymy się razem z nowymi mieszkańcami uprawy kukurydzy, fasoli i dyni, ze zdumieniem odkrywany zdolności tamtych ludzi to wzajemnego ćwiczenia zrozumienia obcych sobie języków, przeżywamy pierwsze, nie tak barwne i nieogarnięte komercją Święto Dziękczynienia. Jesteśmy też świadkami historycznych wydarzeń takich jak ucieczka purytanów do Lejdy, zejście na Cope Cod, utworzenie osady, podpisanie traktatu między Massasoitem i gubernatorem Carverem, wreszcie Wojny Króla Filipa. 

„Mayflower. Opowieść o początkach Ameryki” to blisko pięćdziesięcioletni epos, w którym wielkie wydarzenia i heroiczne wyczyny mieszają się z małymi radościami dnia codziennego i ludzkimi dramatami. Autor rzuca świeże spojrzenie na mit amerykańskiej historii, od początku budowanej na dyskryminacji rasowej, przemocy i religijnych przepychankach. Książka dotyka wielu kwestii: klas społecznych, władzy, stosunku człowieka do natury, pogoni za uznaniem i bogactwem, wojny i walki. Walki człowieka z siłami przyrody, walki z własnymi słabościami, utratami, bólem, chorobami, niezrozumieniem, brakiem zaufania. To powieść gęsta od historycznych faktów, detali i postaci. Dobrze zbadana i udokumentowana kronika o zapomnianych i niewygodnych faktach. Philbrick utkał swoje opracowanie z drobnych zdań i wzmianek wyszukanych w setkach źródeł historycznych. Przeszukał zakurzone woluminy, dotarł do pozornie niedostępnych map, listów i relacji, wnikliwie przejrzał tysiące stron opisów, dzięki czemu jego opowieść jest nie tylko wiarygodna, lecz także pełna wrażliwości i człowieczeństwa. Są w książce oczywiście fragmenty mocno dydaktyczne, wręcz podręcznikowe, stanowią one jednak niewielki ułamek. Philbrick jest oszczędny w opisywaniu indywidualnych doświadczeń. Nie narzuca subiektywnej perspektywy, a przy tym chce ujrzeć opisywany problem w ogólnym kontekście. I chociaż mocno zanurza się w tym, co było, bardzo dobrze niuansuje to, co pozostało.

To ważna książka, chociażby dlatego, że jak wspomina autor w 2002 roku oszacowano, iż w Stanach Zjednoczonych było około 35 milionów potomków Mayflowera, co stanowi blisko 10 procent całkowitej populacji USA. Większa część z nich nie ma świadomości tego, skąd pochodzą ani jakie dziedzictwo noszą w sobie. Książka została wzbogacona szeregiem pięknych fotografii i map, bezcennych z punktu widzenia odbiorcy. Dużą część opracowania stanowi bibliografia, dzięki której bardziej wnikliwi czytelnicy będą mogli dalej poznawać opisywany temat.

Można „Mayflowera…” kartkować jako fascynujący zbiór anegdot, zdarzeń i biografii, ponieważ wielość wątków, wynikających wprost z zakresu przedsięwzięcia, z próby opisania w jednym tomie bezmiaru losów ludzi, wyznań, plemion i wojen, sprawia, że trudno opanować to wszystko za pierwszą lekturą. Można też, a nawet trzeba tę powieść wykorzystać jako źródło uzupełnienia wiedzy historycznej. Ale można także dzieło Philbricka odczytać jako dzieje kilku pokoleń osiedleńców i tubylców, jako swoisty obraz dawnej epoki, pełnej cierpienia, rozterek, problemów, miłości, przywiązania czy oddania. „Mayflower…”, choć może nie jest powieścią fikcyjną, ma z fabułą wiele wspólnego, a drobne nierówności nie stanowią przeszkody w odczuwaniu radości z czytania. To z pewnością coś więcej, niż suche odtwarzanie faktów, to także wnikliwa analiza ludzkiej psychiki i literacka próba odtworzenia wycinka historii. Próba udana podwójnie, zarówno z faktograficznego, jak i prozatorskiego punktu widzenia.

Ocena:




Recenzja "Pensjonat Miramar" Nadżib Mahfuz

Wydawca: Smak słowa

Liczba stron: 184

Oprawa: twarda

Premiera: 2 listopada 2012 r.

Nadżib Mahfuz to egipski pisarz i publicysta, laureat Literackiego Nobla z 1988 roku. Jest autorem 33 powieści, 13 opowiadań, 30 scenariuszy filmowych, kilku dramatów a także licznych artykułów prasowych. Jego twórczość dzieli się na parę etapów – historyczny, społeczno-obyczajowy, egzystencjalny. Zasłynął głównie z magicznych opisów Kairu, w którym osadzał akcję większości swoich dzieł. Recenzowana pozycja jest pod tym względem wyjątkiem, gdyż wszystkie przedstawione w niej wydarzenia dzieją się w Aleksandrii.

Tytułowy pensjonat został założony w 1925 roku i przez wiele lat był miejscem tętniącym życiem i przyciągającym zamożnych turystów. Obecnie – dokładnie 42 lata później, gdy Egipt rozszarpywany jest szeregiem niepokojów, przewrotów i rewolucji – stał się przytułkiem dla ekscentryków, ludzi którzy z różnych powodów nie wpisują się w otaczającą ich rzeczywistość. Mahfuz przedstawił nam pewien wycinek historii Egiptu rozpisany na cztery głosy i siedmiu bohaterów. Postacią spajającą całą opowieść jest Amir Wadżidi, emerytowany dziennikarz i cnotliwy filozof życia. Jego relacja rozpoczyna i kończy utwór, stanowiąc swoistą klamrę powieści. Jest to też jedyny narrator, który wzbudza sympatię czytelnika. Pozostali – gnuśny arystokrata bez ambicji i uparty egocentryk znudzony miastem, Husni Allam, posiadający bogatą przeszłość konspiracyjną komunista i osadzony w pułapce własnych namiętności Don Juan Mansur Bahi oraz zapalony karierowicz i hulajdusza, Sirhan al-Buhajri – poprzez swoją szemraną działalność społeczną i zachwiane wartości, którymi kierują się w życiu, są dla czytelnika okazami obcymi, takimi postaciami, z którymi trudno się identyfikować czy czuć do nich jakiekolwiek zamiłowanie. Oprócz wspomnianych aktorów tego małego dramatu, na scenę wyjdą także dwulicowy i zbankrutowany biznesmen – Tulba Marzuk, Marianna – właścicielka pensjonatu, dawniej wzięta dama z towarzystwa oraz piękna i urocza Zuhra, służąca, uciekinierka ze wsi. To właśnie przybycie do pensjonatu tej ostatniej, stanie się motorem napędowym opowieści. O jej względy starać się będą wszyscy mężczyźni, wykorzystując dla osiągnięcia swoich celów różnorodne techniki i chwyty.

„Pensjonat Miramar” to powieść wielu rodzajów perspektyw. Ten kolaż spojrzeń będzie miał w sobie wielką siłę, nie tylko polityczną, ale także, a może przede wszystko czysto ludzką. Przy pomocy bardzo prostej i przewidywalnej intrygi, Mahfuz kreuje świat symboliczny, w którym każda postać reprezentuje odmienne grupy społeczne i namiętności jakie nimi rządzą. Amir Wadżidi będzie więc ambasadorem starej partii walczącej o niepodległość, Mansur Bahi przedstawiać będzie tchórzliwe postawy socjalizmu, Sirhan al-Buhajri uosabia obywateli egoistycznych, nie wystawiających nosa poza własne ja, zaś Husni Allam personifikuje nowy porządek, ludzi starających się walczyć o dobro innych, w rzeczywistości próbujących zyskać sobie posłuch przez machinację. Tak jak mężczyźni manifestują określone postawy społeczne, tak kobiety ucieleśniają w sobie przeszłość i przyszłość kraju. Marianne, która kiedyś mogła oczarować każdego, obecnie dusi się w swoich wspomnieniach, znowu Zuhra dzięki swojej niewinności i pracowitości stanowi przykład dla innych i jest swoistym katalizatorem wszelkich zmian.

Powieść Mahfuza jest parabolą egipskiej rzeczywistości w okresie rewolucyjnym, ale także gorzkim wielogłosem o tym, że ludzką tożsamość zawsze można odbudować. Choć bohaterowie książki zarysowani są schematycznie i przybierają wyłącznie białe lub czarne maski, są przy tym wyraziści i czytelni, łatwo można ich ustawić na szachownicy rzeczywistości i nazywać ich swoimi imionami. Bo też „Pensjonat Miramar” można odczytywać jako narrację uniwersalną, gdzie konkretne postaci są obrazem innych społeczeństw i ludzi, targanych podobnymi bolączkami. Ta książka to także relacja o prywatnych porażkach, o utraconych marzeniach i przemijaniu, o zderzeniu charakterów i wewnętrznej walce. Prosta, ale jednocześnie wielowymiarowa opowieść wychodząca zdecydowanie dalej, niż może się to na pierwszy rzut oka wydawać. Napisana oszczędnym stylem fraza, która zapada w pamięć, a takie cytaty jak ten "Obudziły mnie krzyki i hałas. Czyżby to były odgłosy walki pochodzące z mojego wnętrza", dodają jej tylko uroku. Ciekawa książka, pisana w dawnym, metaforycznym stylu, którą warto znać. Może nie dotyka do dna serca, nie miażdży, ani nie wywołuje złości, ale pozwala na chwilę zadumy i umożliwia spojrzenie na ten sam problem z różnych punktów widzenia.

Ocena:




Recenzja "Granica zapomnienia" Sergiej Lebiediew

Wydawca: Claroscuro

Liczba stron: 370

Oprawa: miękka ze skrzydełkami


Premiera: 28 lutego 2018 rok

Siergiej Lebiediew to rosyjski dziennikarz, poeta i prozaik. Urodzony w 1981 roku w Moskwie jest twórcą trzech powieści, z który debiutancka „Granica zapomnienia” doczekała się szeregu nominacji do najważniejszych nagród w Rosji.

Autor snuje w niej niespieszną opowieść o życiu głównego bohatera podążającego śladami Drugiego Dziadka. Był on dla narratora swoistą zagadką, człowiekiem bez przeszłości, symbolem wewnętrznego rozdarcia i nieuzasadnionego lęku. Poznali się dawno temu, w innych, wypełnionych barwami młodości latach. W obliczu niebezpieczeństwa, bezimienny sąsiad postanowił ratować malucha, oddając mu swoją krew, nawet kosztem własnej śmierci. W ten sposób związek między mężczyznami uległ zagęszczeniu na zawsze. Tak narodziły się także wątpliwości i fundamentalne pytania o przeszłość i źródło poświęcenia. To one staną się zalążkiem poszukiwań prawdy, nie tylko historycznej, lecz także metafizycznej. Podróż na północ śladami ślepego ogrodnika zza miedzy, będzie początkiem odkrywania własnej tożsamości, ale także obserwowania stopniowego zapominania o tym, co dawniej wyznaczało horyzont rzeczywistości.

Siergiej Lebiediew kreśli nam świat wypełniony niezmierzoną przestrzenią, która aż huczy od różnych tonów milczenia. Wraz z narratorem poznajemy opuszczone miejsca, surowy krajobraz wyludnionej tajgi, zapadnięte obory kołchozowych ferm, dziurawe deski, zarośnięte mchem kamienie i zrujnowane wojskowe chaty. Jesteśmy świadkami nic nieznaczących rozmów z ludźmi, którzy żyją na krawędzi jutra, zupełnie odtrącając to, co było wczoraj.  Podążamy w kierunku senności, marazmu i monotonii. Takiej mizerności, która aż boli, przesiąka na wskroś, bezwolnie zmierza do granicy ludzkiej obojętności i zapomnienia.

Autor udając się wraz ze swoim bohaterem na terytoria Syberii wyplata coraz głębszy kosz, do którego systematycznie wrzuca wszystko to, co pozostało po metodach i narzędziach terroru. Walące się baraki i głuche kamieniołomy zestawia z postradziecką amnezją. Dawne traumy i wciąż ewoluujące deficyty kompiluje z obezwładniającą pustką i ciszą. Chęć zbadania swojego ja, udzielenia odpowiedzi na egzystencjalne wątpliwości rozbija się tu o stosunek współczesnego człowieka do totalitarnej spuścizny. Lebiediew plądruje rosyjskość, obnaża ją i rozkłada na mniejsze czynniki, próbując dokładnie poznać tryby działania ojczystego sumienia.   

To bardzo intymna droga, przesiąknięta oniryczną poetyką spod znaku surowości natury i etnicznej bezwładności. Bardzo intensywna i głęboka powieść, przepełniona pięknymi i niespiesznymi opisami. Statyczna odyseja w głąb narodowej psychiki, przesiąknięta zapachami runa, skruszonego tynku i przepływających strumieni. Ta książka jest jak sonda, która nurza się w niezbadanej codzienności i portretuje ją ze wszystkimi, nawet najdrobniejszymi szczegółami. To taka relacja, gdzie każdy przedmiot ma swoją duszę, fakturę i odcień. Piękna, symboliczna i niespotykanie harmonijna fraza o odchodzeniu w niepamięć.

„Granica zapomnienia” to ten rodzaj prozy, który zniewala swoją estetyczną formą. Wielka literatura, która nie potrzebuje dialogów czy akcji, aby stanowić intensywne przeżycie dla czytelnika. Wyjątkowe studium o zbiorowej demencji, o wypieraniu niewygodnych faktów i miłości do kraju, który to kochanie odrzuca. To taka homerycka wyprawa w głąb nas samych, medytacja nad istotą bycia. Niezwykle mądra, a nadto bardzo plastyczna. Odurza literacką wyobraźnią i czysto ludzką odwagą. Niewątpliwie jedna z najważniejszych książek 2018 roku w Polsce, a przy tym wspaniały przykład siły młodego pokolenia i zwycięstwa jakości nad komercją. Lektura obowiązkowa dla każdego czytelnika, lubiącego powolną, wyważoną i dociekliwą narrację.

Ocena: